Wychowujemy dzieci najlepiej jak umiemy, w wierze, że wyrosną na wartościowych ludzi. Dbamy o edukację, zdrowie. Wozimy na prywatne lekcje językowe, wybieramy najlepsze szkoły. Przerzucamy pociechy z jednego końca miasta na drugi, by znaleźć najlepsze korty tenisowe, pływalnie. Nasze dziecko musi mieć przecież ruch. W międzyczasie wstępujemy do sklepów ze zdrową żywnością by kupić to co najlepsze, certyfikowane jako produkt organiczny warzywa i owoce, produkty bez konserwantów, ulepszaczy smaku, barwników itd. To wszystko jest super!
Na koniec dnia padamy z braku sił. Prosimy Boga by nikt już od nas niczego nie chciał. Z lekcjami nie mamy ani chęci ani siły pomóc. Jesteśmy rozdrażnione i zawiedzione, że nie dałyśmy rady. A Marysia od sąsiadów mało, że zanim zaczęła chodzić to już jeździła na nartach a zanim nauczyła się trzymać długopis w ręce ćwiczyła etiudy na pianinie, to jej rodzice są cały czas uśmiechnięci, zadowoleni z życia. Tylko z nami jest coś nie tak!
Dawno temu i nie prawda
Wspominam czasem moje dzieciństwo i zaczynam się zastanawiać, czy moja mama zawoziła mnie na dodatkowe zajęcia, biegała po supermarketach w poszukiwaniu zdrowej żywności i porównywała z dziećmi sąsiadów by przypadkiem czegoś nie przeoczyć?
Nie przypominam sobie. Poza tym nie mieliśmy samochodu, każdy wyjazd był tramwajem lub autobusem. A planowany przynajmniej tydzień wcześniej. Ekscytacja spędzania czasu z mamą była ogromna. Zimą miałyśmy z siostrą trochę więcej mamy, gdyż w długie wieczory robiłyśmy różne ciekawe rzeczy. Zakładki do książek, domy dla lalek, w których pudełka od zapałek stanowiły wszelkiego rodzaju meble. Latem czas spędzałyśmy na podwórku z rówieśnikami. W domu nie było zmywarki więc trzeba było wykonywać wiele czynności samemu. Wszystkiego nauczła nas mama. To nie były lekcje od do. To było podpatrywanie i automatyczna nauka.
Dzisiaj mamy lepiej
Dzisiaj mamy wszystko. Samochody, pralki , lodówki, zmywarki. Jesteśmy wyręczani
Nie mamy jednak cierpliwości ani siły by podążać za najlepszymi z najlepszych reklamowymi idolami.
Czego uczy się od nas nasze dziecko? Ta refleksja naszła mnie gdy przygotowywałam post dotyczący higieny jamy ustnej. Czy pozwalamy dziecku na kopiowanie życia, zanim samo będzie w stanie ocenić co jest dla niego dobre.
Rodzice często się skarżą, że dzieci zapominają o myciu zębów. Zastanawiałam się dlaczego? Czy jest to czynność, której nie można naśladować, czy może nie ma skąd brać przykładu? A może jesteśmy tak zabiegane, że nie mamy siły ani ochoty na dopilnowanie, mając cichą nadzieję, że dziecko intuicyjnie chwyci za szczoteczkę
Nawyk procentuje w przyszłości
Omijanie mycia zębów od czasu do czasu nie wydaje się przestępstwem, zwłaszcza, że zęby po tym nie bolą, ani od razu nie wypadną. Chodzi tu jednak o coś zupełnie innego. Mianowicie o nawyk. Jeżeli już od najmłodszych lat nie wyrobimy w dzieciach nawyku higienizacyjnego to możemy być pewni zaniedbań w przyszłości, a co za tym idzie, ubytków próchnicowych i stanów zapalnych dziąseł.
Nasze małe Zosie-samosie
Wielu z Was skarży się, że dzieci nie pozwalają sobie na pomoc podczas szczotkowania. Dzieci chcą być samodzielne. Ale tak naprawdę do 7 roku życia, mimo ich szczerych chęci nie są w stanie właściwie wyszczotkować zębów. Nie wynika to bynajmniej z tego, że nie są w stanie przez dwie minuty się skupić, ale z braku koordynacji ruchowej. Mycie zębów, jak sami wiecie, to ruchy głównie nadgarstka, z którymi sobie nasze najmłodsze pociechy nie koniecznie radzą. Pewnym rozwiązaniem są szczoteczki elektryczne czy soniczne, ale one nie zwolnią nas z nauczenia malucha prawidłowych ruchów. Podobnie jest z wiązaniem butów czy zapinaniem guzików. Kupowanie butów na przylepce czy bluzek wciąganych przez głowę nie załatwi
sprawy, choć na daną chwilę pomoże.
Autorytet rodzica czyli model warty kopiowania
Kolejną sprawą jest, wspomniany wcześniej, model do kopiowania czyli autorytet. Jeżeli pilnujemy by dzieci myły zęby dwa razy dziennie po 2 minuty, a dzieci nigdy nie widzą rodziców dbających o zęby, to choćby nie wiem jak byście się starali, to w najlepszym razie znajdziecie tylko naśladowców.
Nie, nie, nie chcę! Czyli bunt dwulatka
Po okresie kopiowania dorosłych przychodzi okres na „NIE”.
Najczęściej około drugiego roku życia. Wtedy przykłady i perswazje zakończone są irytacją. Jest to bowiem okres w którym nasz, do tej pory słuchający i naśladujący dzidziuś, zaczyna sobie uświadamiać, że jest odrębną istotą i dość jednoznacznie stara się to manifestować.
Jeżeli czujecie się bezsilni w tej sytuacji kołem ratunkowym jest dziecięcy gabinet dentystyczny i higienistka.
Ciocia higienistka jak basam
Ostatnio dużo o nich w moich wpisach, bo myślę, że warto rodzicom uświadamiać, że nie są sami. Higienistka to taka dobra ciocia, która nie dość, że tłumaczy z ogromną cierpliwością, której nam rodzicom często brakuje, to jeszcze się uśmiecha i nagradza. Dzieci lubią być chwalone i lubią robić rzeczy dobrze.
Zdrowie, nas rodziców też jest ważne, zwłaszcza to psychiczne, które nadwyrężone , daje się we znaki nie tylko dzieciom.
Zróbmy sobie dzień dziecka. Przyprowadźmy dziecko do higienistki by w pełen miłości i profesjonalizmu sposób
pomogła naszym najmłodszym zadbać o zdrowe nawyki od wczesnych lat. Sami odetchniemy z ulgą a dzieci będą nam wdzięczne za brak przymusu.
W naszym gabinecie jest niezwykła higienistka. Chcecie się przekonać?
Zapraszam. Czyż jako Rodzice nie jesteśmy warci najlepszego
The post Czym skorupka za młodu… appeared first on Blog dla pacjentów.
Ten artykuł został opublikowany na stronie ZnanyLekarz za wyraźną zgodą autorki lub autora. Cała zawartość strony internetowej podlega odpowiedniej ochronie na mocy przepisów o własności intelektualnej i przemysłowej.
Strona internetowa ZnanyLekarz nie zawiera porad medycznych. Zawartość tej strony (teksty, grafiki, zdjęcia i inne materiały) powstała wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje porady medycznej, diagnozy ani leczenia. Jeśli masz wątpliwości dotyczące problemu natury medycznej, skonsultuj się ze specjalistą.