Lęk, strach, niepokój, przerażanie, czasami niewyobrażalny ból… Kiedy coś nas dopada, kiedy dzieje się coś nad czym tracimy kontrolę, często nie wiemy, co robić, jak będzie wyglądać nasze życie. Czasami też z własnej woli, zupełnie świadomie rezygnujemy z tego, co mamy, by rzucić się na głęboką wodę, czasami bez karty pływackiej… na niestrzeżonym kąpielisku. Zostajemy porzuceni, porzucamy, jesteśmy ranieni, sami ranimy, jesteśmy rozczarowani i rozczarowujemy…
I gdzieś, na samym dnie swojego Jestestwa tracimy nadzieję, wiarę i miłość… Z wielkim bólem, obiecujemy sobie już nigdy więcej nie pozwolę na to, czy tamto, ale nie dajemy rady, kiedy bezsilność i bezradność puka zewsząd do drzwi. Zamykamy się jeszcze szczelniej i chcemy wysiąść z tego pociągu, zwanego życiem… Może każdego dnia resztką sił, zwlekamy się z łóżka, niczym bezwładne ciało, bez energii.
Pytamy się, gdzie podziała się nasza energia, gdzie znikł nasz entuzjazm i wiara, a może nawet miłość. Mijają dni, tygodnie, miesiące, czasami lata, niewiele albo nic się nie zmienia. Jesteśmy się niczym zautomatyzowane manekiny, bez życia, wyrazu, radości i blasku. Zadajemy sobie pytania, na które zwykle nie otrzymujemy konkretnej odpowiedzi, dalej nie wiedząc, co dalej, jak dalej… Tracimy cierpliwość, czasami nie mając pojęcia, że ten stan może zmienić się w jednej chwili… Jeśli zdecydujemy się świadomie, na najpiękniejszą podróż w głąb samego siebie może wydarzyć się bardzo wiele. Mogą odkrywać się różne coraz to nowe, niedostępne dotychczas pokłady, ujawnią się nowe treści i niczym w kalejdoskopie, zaczną układać się puzzle, które będą składać się w kompletne, zadziwiające obrazy.
Być może nieoczekiwanie, zacznie interesować to nas coraz bardziej, wszystko będzie stawać się coraz bardziej jasne, a rzeczy, które otworzą nowe korytarze naszej pamięci, mogą często nas zaskoczyć. Za każdym, takim wglądem, dopełniają się sprawy, tematy, symbole. I nagle rośniemy, rośniemy w siłę, nagle uświadomiwszy sobie, jaki ciężar, jaki balast obciążał nas dotychczas. Im bardziej nas to zainteresuje, możemy wchodzić głębiej i głębiej, badając co jest na końcu lisiej nory. Kiedy cierpimy na poziomie psychicznym, emocjonalnym, a w końcu fizycznym, najczęściej nie mamy pojęcia, co jest tego przyczyną. Najczęściej – to, że upadamy, kojarzymy z danym trudnym momentem w życiu, ale można do tego podejść – że to zapalnik, który uruchomił puszkę pandory.
Przez lata wrzucaliśmy do niej materiał wybuchowy, nigdy nie dając mu wybuchnąć, a teraz nie mamy już siły, by to wyrzucić, rozładować czy zdetonować. Smutek wielkim płaszczem, przykrywa złość, nigdy nie wypowiedziany ból i cierpienie. Hamuje to naszą ekspresję, siłę, radość, a przede wszystkim odcina nas od naszej siły życiowej i najgorsze od nas samych. Przepływ tej energii został całkowicie zablokowany, w wyniku czego, nasze ciało jest napięte i sztywne, nie pamięta już nawet jak to jest dobrze jest się czuć. Zapomniało, co to elastyczność i żywotność. Bez ruchu, jeszcze bardziej się usztywnia, usztywniają się nasze stawy, a nasze myśli, ciągle płyną w tych samych koleinach, nic nowego, nie przychodzi nam, poza tym, co już znamy. Cała masa nieznanego o nas samych, poza nami samymi, ciągle niedostępna i nieczytelna. I tak zwykle umieramy raz po raz umieramy…. Wstajemy na chwilę i znowu umieramy, umieramy, umieramy….
Czasami dokładnie tak, przez lata i nagle, przez jakieś „niby” niezwiązane z tym wszystkim zdarzenie, może domknąć się wszystko, tak jakbyśmy mieli zamknąć te wszystkie drzwi za sobą i nigdy już ich nie otwierać. Można powiedzieć, trudne do uwierzenia, że to dzieje się naprawdę. I wówczas stoimy, przed dylematem, wracać tam jeszcze, czy zostawić i zacząć zupełnie nowy rozdział życia. Trzeba dać szansę nowemu, zwłaszcza, że stare się dopełniło, domknęło. Czasami już niewielki ruch, nietypowa i nietuzinkowa rzecz, jaką wykonamy, może coś zmienić i poruszyć… ułożyć inny obraz w kalejdoskopie, posunąć nas do przodu, a przede wszystkim, może budzić nas do życia… I nagle, kiedy dochodzimy do ważnych treści zaczynamy wierzyć, że można inaczej, że nie możemy teraz się poddać i możemy powiedzieć sobie: NOT YET – JESZCZE NIE – NIE PODDAM SIĘ… I wtedy, wszystko zaczyna się zmieniać, zaczynamy swobodnie i cierpliwie ruszać z miejsca, nasze tempo jest już inne, zaufanie coraz większe – a nawet pojawia się wiara w samego siebie, ciekawość, co za następnym rogiem nas czeka? Czy będzie to trudne, ciężkie czy po prostu inne?
Znika lęk i niepokój. Już wiadomo, nie ma co zawracać, nie ma co oglądać się za siebie, być może nie ma tam nic… Budzi się w nas chęć życia, nieodparta pokusa smakowania życia, a nie ciągłych oczekiwań, a może nawet nieodparta lekkość bytu, po tym, jak tyle razy już poddawaliśmy się, nie ma już nic do stracenia… za każdym razem, kiedy umieramy, rodzimy się przecież na nowo. Koniec jest początkiem… Za każdym razem nowym początkiem, świeżym i dziewiczym. I znowu niczego, nie żałujemy, dzięki temu jesteśmy w tym właśnie miejscu. I ku zdziwieniu, czujemy, że to świetne miejsce, miejsce do którego, nigdy byśmy nie dotarli, gdyby nie to, co wcześniej….
Koniec jest początkiem…., a domknięcie nowym otwarciem…
The post Koniec jest początkiem appeared first on Blog dla pacjentów.
Ten artykuł został opublikowany na stronie ZnanyLekarz za wyraźną zgodą autorki lub autora. Cała zawartość strony internetowej podlega odpowiedniej ochronie na mocy przepisów o własności intelektualnej i przemysłowej.
Strona internetowa ZnanyLekarz nie zawiera porad medycznych. Zawartość tej strony (teksty, grafiki, zdjęcia i inne materiały) powstała wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje porady medycznej, diagnozy ani leczenia. Jeśli masz wątpliwości dotyczące problemu natury medycznej, skonsultuj się ze specjalistą.