lek. Maja Świetlicka
Szanowna Pani,
Na wstępie chciałabym przeprosić za opóźnienie w przyjmowaniu pacjentów i za kłopot, który Pani tym sprawiłam.
Chciałabym opowiedzieć Pani jak wygląda moja praca, tak aby zrozumiała Pani z czego wynikają moje opóźnienia. Dziś musiałam przeprowadzić dwie bardzo trudne rozmowy, jedną dotyczącą zdiagnozowanego u pacjentki nowotworu, drugą na temat utraty ciąży u innej Pani. Przekazywanie takich wiadomości wymaga zatrzymania się, wyjaśnienia przyczyn, rokowań, ale też udzielenia wsparcia człowiekowi, który znalazł się w kryzysie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wyrzucić za drzwi pacjentkę, która płacze w gabinecie i jest w zupełnej rozsypce psychicznej, bo wymaga tego czas i kolejka pacjentów. Dodatkowo przyjęłam dziś kilka pacjentek, dla których badanie ginekologiczne jest bardzo trudne, ponieważ odczuwają w jego trakcie silne dolegliwości bólowe. Wizyty tego typu wymagają przestrzeni, uważności, spokoju i cierpliwości. Są to pacjentki, które przeszły traumy na wizytach ginekologicznych, właśnie dlatego, że były pospieszane, że badano je na siłę, krzyczano na nie kiedy nie mogły się rozluźnić. Czasem takie badanie zajmuje więcej czasu niż przewidziane 20 minut. Kilka tygodni temu zdarzyło mi się przyjąć kobietę, która była przez całe życie gwałcona i ta wizyta była jej największym lękiem. Dodatkowo dokumentacja była potrzebna do postępowania w prokuraturze. Moimi pacjentami są też osoby transpłciowe, dla których te wizyty są tak olbrzymim stresem, ze potrafią w ich trakcie zasłabnąć. Czy uważa Pani, że powinnam wyrzucić takiego człowieka przed gabinet, żeby doszedł do siebie i przyjąć kolejną osobę, żeby nie było opóźnienia? Przyjęłam dziś Panią, która szukała pomocy od 13 lat ze swoim bardzo złożonym i interdyscyplinarnym problemem.
Przykłady mogłabym podawać bez końca, ponieważ zapisała się Pani do lekarza – do mnie, który pracuje z pacjentkami i pacjentami o specyficznych trudnościach. Moi pacjenci to rozumieją, podchodzą z serdecznością, wyrozumiałością i wsparciem, bo wiedzą, że nawet jeśli muszą poczekać pod gabinetem, to kiedy do niego wejdą zrobię wszystko, żeby byli jak najlepiej zaopiekowani.
Moje opóźnienia nie wynikają z tego, że spóźniam się do pracy, ani z tego, że jem w trakcie wizyt obiad. Niestety nie jestem w stanie inaczej zaplanować godzin przyjęć, ponieważ nigdy nie wiem z jakim problemem zjawi się osoba. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że pacjentki wypisują się w ostatniej chwili z wizyt albo na nie nie przychodzą, więc często zdarza się, że siedzę bezczynnie godzinę i czekam. Pacjentki również spóźniają się, co staram się ograniczać i nie przyjmuję bardzo spóźnionych Pań, ale czasem nie mogę odmówić pomocy, jeśli problem zdrowotny jej wymaga.
Opóźnienia w przyjmowaniu pacjentów są dla mnie olbrzymim stresem i jedną z przyczyn, dla których lekarze wypalają się zawodowo.
Pisze Pani, że myślała Pani, że czasy takiego podejścia się skończyły. Jeśli moje podejście uważa Pani za niewłaściwe, to dobrze się stało, że wizyta się nie odbyła, bo mogłaby Pani być z niej bardzo niezadowolona.