Moje doświadczenie

Jestem psychoterapeutką . Mam ukończone Studium terapii uzależnień w Polsko Niemieckim Instytucie Terapii Uzależnień. Jestem Słuchaczką ostatniego roku Studium Psychoterapii Humanistycznej dla psychoterapeutów uzależnień oraz Studium Psychoterapii Osrodka INTRA.
Specjalizuję się w terapii uzależnień oraz zaburzeniach lękowych. Pracuję z grupami oraz indywidualnie. Prowadzę również psychoterapię za pomocą Skype'a.
więcej

Adres

W tym gabinecie nie można umawiać wizyt przez internet

Pacjenci prywatni (bez ubezpieczenia)


Czy brakuje Ci jakichś informacji w profilu tego specjalisty?

Pokaż innych psychoterapeutów w pobliżu

Usługi i ceny

Ceny dotyczą wizyt prywatnych.

Psychoterapia indywidualna


W jaki sposób ustalane są ceny?

Opinie pojawią się wkrótce

Napisz pierwszą opinię

Jesteś już po wizycie u mgr Maria Zarzycka? Daj znać, co myślisz. Inni pacjenci będą wdzięczni za pomoc w wyborze najlepszego specjalisty.

Dodaj swoją opinię

Odpowiedzi na pytania

7 odpowiedzi udzielonych przez lekarza na pytania pacjentów na ZnanyLekarz.pl

Pytanie dotyczące kryzys emocjonalny

Witam serdecznie. Potrzebuję pomocy, ponieważ sama już nie daję rady.
Od 8 lat brałam przez okrągły rok asentrę, choć nie cierpię na depresję, a najpewniej na dwubiegunówkę. Obecnie rozpoczął się czwarty miesiąc mej ciąży, więc leków brać nie mogę i ogrom fobii, lęków niemal już całkiem zamknął mnie w domu. Co więcej, zaistniała sytuacja sprawia, że myślę o sobie tylko ostrzej i gorzej, ba, jestem pewna że jestem złą, podłą osobą i będę jeszcze gorszą matką, co prowadzi do naprawdę przerażających myśli i impulsów.
Pochodzę z rodziny alkoholików i w mojej rodzinie była i wciąż jest obecna duża doza przemocy. Podejrzewam się również o skrajne zaburzenia osobowości, mam problemy z alkoholem, kompulsywnym kupowaniem - głównie przez internet i głównie ubrań. Nie potrafię zbudować długotrwałej, stabilnej relacji, mam problemy na podłożu seksualnym wynikające prawdopodobnie nie tylko z borderline, ale również traumy sprzed kilku lat - sporego nadużycia seksualnego, a może gwałtu. Boję się tego słowa i chyba jednak bagatelizowałam przez lata sytuację, która po dziś dzień wywołuje u mnie płacz. Nie ukończyłam matury, nie poszłam na studia, moje ambicje, moja samoocena, moja wartość - wszystko się rozpłynęło, nawet nie wiem kiedy.
Mając siedemnaście lat poszłam do psychoterapeutki, która po kilku spotkaniach odesłała mnie z kwitkiem - "nie chcesz dać sobie pomóc, nie jesteś gotowa na terapię" - te słowa właściwie zraziły mnie całkowicie do psycho-specjalistów na długie lata. Nowa sytuacja, nowe życie, za które być może będę odpowiedzialna, o ile przeżyję, sprawia że chcę coś zmienić. Bardzo potrzebuję pomocy, ale znam siebie - będę ją negować, uciekać, walczyć i dokąd zmierzam - jestem cholernie trudnym, skomplikowanym przypadkiem. Chcę współpracować. Pragnę pomocy. Nie wiem tylko, jak ją przyjąć i do kogo się zgłosić, aby znów, po raz ostatni, nie odesłał mnie z kwitkiem.

Szanowna Pani! Mam wrażenie, że wie Pani dużo na swój temat i nadszedł odpowiedni moment, by dać sobie pomóc . Dużo jest w Pani cierpienia, bólu i Lęku. Czas i stan ,w którym Pani jest może pogłębiać złe samopoczucie. Myślę , że w każdej chwili może Pani pójść do psychoterapeuty. Jeżeli mieszka Pani w Warszawie to zapraszam serdecznie. Maria Zarzycka

mgr Maria Zarzycka

Witam,
Jestem 28-letnią kobietą będącą od dwóch i pół roku w związku z mężczyzną starszym o 28 lat.
W skrócie: on (jak pewnie łatwo się domyślić) jest po przejściach. Był w długim, nieformalnym związku z którego ma dwoje dorosłych już dzieci; był też żonaty, ogólnie przerobił wiele związków mniej lub bardziej poważnych.
Ja, zanim go poznałam, nie byłam w żadnej dłuższej, poważniejszej relacji.
Znaliśmy się krótko i właściwie tylko z widzenia, jednak z jakichś powodów zaczęliśmy się spotykać. Miałam początkowo obawy czy pozwalać sobie na taki związek, jednak uznałam, że nie będę przejmować się opinią innych. I kiedy już sobie pozwoliłam, wszystko rozwinęło się bardzo szybko.
Po 3-4 miesiącach już u niego mieszkałam. A po pół roku zaczęłam zastanawiać się co z przyszłością... Bardzo go pokochałam, wiedziałam, że on mnie również. Wiedziałam też, że związałam się z człowiekiem dużo starszym; wiedziałam, że może się nagle rozchorować; że czas będzie naszym wrogiem; że nie mogę snuć standardowych marzeń o wspólnej starości i wspólnym cieszeniu się wnukami.
Jednak "od zawsze" marzyłam o dziecku, a bycie w związku w którym czułam się tak kochana i bezpieczna, sprawiło, że zaczęłam tego pragnąć całą sobą...
Po wielu bitwach z własnymi myślami, poruszyłam temat.
Niestety, dowiedziałam się, że on już raczej nie chce mieć dzieci. I tak zaczął się mój dramat.
Wiem, że powinnam była się wycofać. Ale nie chciałam, nie potrafiłam.
Z biegiem czasu stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Oboje byliśmy zdziwieni, że pomimo tak przepastnej różnicy wieku, jesteśmy tak zgraną parą.
Gdyby tylko nie ta jedna "sprawa"...
Przechodziliśmy różne fazy. Drążenie przeze mnie tematu. Jego tłumaczenia. Moje prośby i błagania. Udawanie, że tematu nie ma. Moją frustrację, "fochy" o byle drobnostkę...
Po ponad roku spróbowałam odejść... Jednak wróciłam, z jego inicjatywy. Zaczął mówić, że się pospieszyłam z odejściem, że przecież w końcu by mi ustąpił, że pomyślimy, że potrzebuje czasu, że to trudna dezycja... Chwyciłam się tego jak tonący brzytwy. Jednak kiedy po jakimś czasie oczekiwałam konkretów, jakichś terminów, sam przeznał, że zwodził mnie, bo tak bardzo nie chciał mnie stracić.
To był cios w samo serce... Po prawie dwóch latach bycia razem, wyprowadziłam się drugi raz.
Jednak nie dałam rady, jakkolwiek to brzmi, czułam, że bez niego się duszę; miałam ataki paniki; myśl, że mam go stracić była nie do zniesienia. Po dwóch tygodniach wróciłam zapłakana... Tym razem mówił, że mnie kocha i też mu bardzo ciężko, ale że to zły pomysł, że temat będzie wracał, że powinnam zostać matką ale niestety nie z nim. Też to wszystko już wiedziałam. Ale życie bez niego mnie nie interesowało.
Od tej pory żyjemy jak na huśtawce: najpierw oboje udajemy, że nie ma tematu; potem ja robię podchody, on udaje, że nie wie o co chodzi; następnie ja nie wytrzymuję i wymuszam kolejną trudną rozmowę, podczas której słyszę, że on wie że powinnam mieć dziecko ale on już nie chce zostać ojcem; ja histeryzuję, jednak nie decyduję się na odejście i po jakimś czasie wracamy do udawania, że tematu nie ma...
I tak w kółko.
Nie potrafimy już o tym rozmawiać, ja od razu płaczę, on się irytuje.
Moje pytanie brzmi: Czy w takim wypadku terapia partnerska ma sens? Czy jest szansa, że w jakimś stopniu nam pomoże?

Szanowna Pani! Dziękuję za list i za zaufanie! Opisała Pani b wnikliwie problemy w swoim związku. Trudno Wam się rozstać, a Pani partner b wyrażnie mówi , że nie chce mieć więcej dzieci , ale też rozumie Pani potrzebę. Myslę ,że to wyrażna deklaracja z jego strony. W takim przypadku dobrze byłoby by Pani sama poszła na psychoterapię by sobie pomóc. Jeżeli jest Pani z Warszawy to zapraszam serdecznie i pozdrawiam Maria Zarzycka

mgr Maria Zarzycka
Zobacz wszystkie odpowiedzi

Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.

Najczęściej zadawane pytania