Marianna Zaniewska

Na Panią doktor trafiliśmy na opiece nocnej w Gdańsku przy ulicy Lema (z uwagi na zalanie naszej przychodni - wizyty zostały anulowane). Dzieci (2,5l. i 4,5l. ) z gorączką, duszącym kaszlem oraz katarem. Pani doktor stwierdziła, że dzieci mają alergię. Zaleciła leki dzieciom takie, które farmaceuta stwierdził, że nie można ze sobą łączyć, a dawka jest jak dla dorosłego. Osłuchanie polegało na "przyłożeniu" stetoskopu w powietrzu- nie dotykając klatki piersiowej dzieci. Na drugi dzień pojechaliśmy na nocną i świąteczną opiekę zdrowia ul. Świętokrzyska i tam lekarz dopiero zalecił leki i inhalacje które pomogły dzieciom. Odradzam wszystkim doktor Zaniewską.

Jesteś tym lekarzem? Odpowiedz na tę opinię! Zarejestruj się teraz

Trafiłam na Pania doktor Zaniewska podczas świątecznej opieki w przychodni przy ul. Lema w Gdańsku. U dwuletniego dziecka z przedłużającym się katarem i kaszlem pojawiła się wysoka gorączka trudna do zbicia, więc uznałam że potrzebujemy pilnie wizyty i pediatry. W przychodni powiedzieli, że mogę skorzystać tylko z teleporady, trudno, zgodziłam, bo nie miałam innego wyjścia, w nadziei, że Pani doktor pozwoli przyjść osobiście aby zbadać dziecko. Po dwóch minutach teleporady usłyszałam, że powinnam dawno podać dziecku steryd, który jest na receptę. Kiedy nalegałam, aby najpierw Pani doktor zbadała dziecko, usłyszałam odmowę. Dopiero kiedy poprosiłam o nazwisko Pani doktor (nie przedstawiła się) i poinformowałam, że zgłoszę sprawę do NFZtu (aktualnie przepisy mówią że dzieciom do lat 6 przysługuje wizyta stacjonarna) usłyszałam że możemy przyjechać (nazwiska Pani doktor nadal nie poznałam). Po przyjeździe i zbadaniu dziecka przez Panią doktor okazało się, że żaden steryd nie jest potrzebny, zamiast tego zaleciła kropelki do nosa na receptę, niestety recepty na nie nie wystawiła. Odmówiła też wystawienia opieki na dziecko twierdząc, że powinniśmy udać się po to do swojej przychodni (była niedziela, w naszej przychodni nie było pediatry dlatego udaliśmy się do przychodni świadczącej wizyty w ramach nocnej i świątecznej opieki chorych). Kiedy powiedzieliśmy Pani doktor, że bez zwolnienia nie wyjdziemy, pani doktor zaczęła na nas krzyczeć i sama opuściła gabinet. Dopiero po jakimś czasie przyszedł do nas internista z gabinetu obok zapewniając nas, że opieka na dziecko zostanie wystawiona. Nie jestem w stanie ocenić skuteczności leczenia ponieważ jak już wspomniałam mimo zaleceń nie dostałam recepty na lek, więc musiałam i tak udać się następnego dnia do innej przychodni gdzie postawiono inna diagnoze. Nie polecam nikomu Pani doktor Zaniewskiej, wizyta u niej to zmarnowany czas i nerwy.

Jesteś tym lekarzem? Odpowiedz na tę opinię! Zarejestruj się teraz

Absolutnie nie polecam tej pani doktor. Pyta pacjentów, czy można szczepić dziecko, bo ona sama nie jest pewna. Karmiącym piersią każe stosować dietę bez nabiału, bo szkodzi dziecku (!) Gdzie na stronie ministerstwa zdrowia jest wręcz napisane, że należy go spożywać w czasie karmienia. Po szczepieniu, gdy dziecko płakało, to znowu sugestie, że pewnie jednak coś zjadłam i stąd ten płacz... Zmieniłam pediatrę.

Jesteś tym lekarzem? Odpowiedz na tę opinię! Zarejestruj się teraz

Od blisko dziewięciu lat korzystam z porad pani doktor Zaniewskiej. Nigdy się nie zdarzyło, by doradziła mi źle, by nieprawidłowo dobrała leki czy antybiotyk dla córki. Mało tego, nieraz pomogła i mnie, kiedy widziała, że źle się czuję. Jest serdeczna, ciepła, miła, córka za nią przepada. Zawsze ma w zanadrzu dobre słowo, zawsze potrafi podtrzymać na duchu, to taka pani doktor z sercem i cudownym podejściem do małych pacjentów.

Miałam kiedyś "przyjemność" być u tej Pani doktor z synkiem. Miał wtedy niecałe dwa miesiące i przyszliśmy po skierowanie do chirurga, ponieważ długo nam nie odpadał kikut pępowiny. Pani doktor nawet nie podeszła do dziecka, tylko z odległości 2 metrów stwierdziła, że jest zakażenie. Przychodziła do nas wtedy położna i widziała dziecko dzień wcześniej i zakażenia nie stwierdziła. Gdy chciałam, aby Pani doktor dobrze go obejrzała i dotknęłam kikuta to mnie skrzyczała, że tak nie wolno robić i że powinnam tylko lekko z wierzchu go przecierać i broń Boże nie podnosić. Wysłała nas na SOR do szpitala. A tam lekarz się postukał w czoło i powiedział, że po pierwsze to oni i tak nic nie mogą zrobić, bo z takimi sprawami to nie do nich, a po drugie kikut wygląda super i nie ma śladu zakażenia. I uspokoił i kazał poczekać aż sam odpadnie. A Pani doktor skazała malucha na dwugodzinny pobyt na SORze, gdzie mógł złapać różne choroby, a mnie na ogromny stres. Nigdy więcej!

Jesteś tym lekarzem? Odpowiedz na tę opinię! Zarejestruj się teraz