Choroba czy deprawacja, a może wpływ relacji rodzinnych?
2
odpowiedzi
Dzień dobry
pozwalam sobie poprosić o kilka zdań sugestii w kwestii mojego 17-letniego syna, który od 2-3 lat jest bardzo agresywny wobec mnie i męża, męża .
Szkoła (technikum)nie zgłasza i nigdy nie zgłaszała zastrzeżeń, co do jego zachowania, wręcz przeciwnie. Uczy się w miarę dobrze, średnia ocen nieco poniżej 4. Kontakt z kolegami - stały z dwoma, z okresu gimnazjum, z obecnej klasy - nie utrzymuje kontaktów, chyba, że jest to wspólne wyjście na boisko piłki nożnej od czasu do czasu w czasie wolnym. W domu ćwiczy muskulaturę (pompki, brzuszki, ramiona). Dziewczynami nie zainteresowany, kobiety "dyskryminuje" słownie. Przepojony od dawna ideą zła, chęci dominacji, podporządkowania ludzi sobie, roztacza wizje posiadania władzy w Polsce, zaprowadzenia dyktatury. Fascynacja złem, zabijaniem, nie lubi ludzi, twierdzi, że nie są mu w życiu potrzebni, marzy o zmianie otoczenia, zamieszkaniu na "bezludnej wyspie" lub na wsi, gdzie nie ma nikogo w promieniu wielu kilometrów. Sam siebie nazwał, naszym zdaniem trafnie, "osobowością dyssocjalną", psychopatyczną, zgadza się z określeniem "jestem zły, wredny", nazywa siebie mizantropem, twierdzi, że dobrze mu z tym, raduje go fakt, że być może ludzie"się go boją'. Upatrzył sobie zwłaszcza jednego z nich, osobę bardzo porządną, na której słownie przed nami nie pozostawia suchej nitki. Brak akceptacji jego wizji u rodziców oraz ich niewiara (racjonalizowanie) w powodzenie wizji, które roztacza w naszej obecności rodzi natychmiastową agresję - zarówno słowną, jak i fizyczną, bardzo dotkliwą, nakierowaną zwłaszcza na ojca, ale i mnie też się "dostaje. Stosuje wszelkie typy znęcania się od najgorszych obelg słownych po bicie w twarz, używanie pięści, popychanie, kopanie, plucie, popychanie na schodach. Nienawidzi rodziców.
Jedynak. Norma intelektualna, wg nas bardzo inteligentny, Trudno orzec, czy to zaburzenia osobowości, czy wynik deprawacji, błędów wychowawczych, nadmiernej opiekuńczości, skoncentrowania całej rodziny na jedynaku, od początku jego życia. W rodzinie ze strony mojej matki - odnotowane choroby psychiczne (prababcia syna) w tym także samobójstwa. Znaczące wydarzenie w życiu syna - sprawa o podejrzenie seksualnego molestowania go przez dziadka (mojego ojca) 7 lat temu, gdy syn miał 10 lat, zainicjowana i roztoczona także przez syna, zakończona umorzeniem sprawy, biegły psycholog, nie stwierdził znamion bycia molestowanym. Temat nie przepracowany. Człowiek nieempatyczny, przynajmniej tak deklaruje, brak wyrzutów sumienia, mała tolerancja frustracji, obwinianie innych, brak dostrzegania własnych zachowań destrukcyjnych a raczej ich wpływu na życie, relacje, łatwo posługuje się racjonalizacjami swoich zachowań.
Syn dobrze czuje się w sytuacji domowego oprawcy, mówi, że gdybyśmy "przeszli na jego stronę, czyli na stronę zła", tworzylibyśmy "team". Nie chce słyszeć i podejmowaniu terapii, nie ma szans, by zmobilizować go do pójścia do psychiatry. W styczniu 2016 sprowadziłam do domu psychiatrę, która jednak nie stwierdziła w toku godzinnej rozmowy z nami i synem (wspólnej) choroby psychicznej, sama jednak po moich telefonach do niej po roku czasu, zaleciła kontakt z psychiatrą zajmującym się młodzieżą, sugerując konieczność porządnego zdiagnozowania, celem wdrożenia ewentualnego właściwego leczenia. Umówiona wizyta z takim psychiatrą w Katowicach wskazanym przez panią doktor, o której piszę w kwietniu br -- nie doszła do skutku, z powodu rezygnacji syna w ostatniej chwili. Po kolejnym znęcaniu się nade mną wczoraj - zadzwoniłam po pogotowie - syn uciekł z domu zanim przyjechała karetka. Przestraszył się, i gdy jeszcze był w domu przytrzymywany przez męża, a widząc, że rozmawiam z dyspozytorką przez telefon, mówił "chodźmy do szpitala, niech oni tu nie przyjeżdżają".
Potrafi być normalną, uprzejmą osobą, kulturalną, ale i domowym katem, perfidnym, smakującym z rozkoszą czynienie krzywdy najbliższym, robi to w sposób przemyślany i całkiem świadomy.
Oboje z mężem skrycie wiemy, że to nie pogotowie, a policja powinna być wezwana w końcu, ale nie chcemy, nie potrafimy tego zrobić. Kochamy syna bardzo, mamy świadomość uruchomienia całej procedury w wypadku wezwania policji, oczywiście musiałoby to być niespodziewane, by syn, nie zdążył uciec ponownie.
Po odjeździe karetki, syn wrócił do domu po naszych telefonach do niego, początkowo nieufny, że go okłamujemy i że pogotowie na niego czeka. Dodał, że co prawda bał się trochę tej ciemności (była godzina 22.30),ale podobało mu się to, lubi takie akcje, udowodnił nam i sobie, to, co cały czas mówił, że i tak ucieknie i pogotowie przyjedzie niepotrzebnie. Dodał, że dziś możemy zrobic to samo dzwoniąc na policję, że nabrał odwagi...w ucieczkach i czuje się podbudowany sukcesem. Ja odpowiedziałam, że też nabrałam odwagi (mając na myśli czyn ostateczny, czyli wezwanie policji w końcu, czego jednak sobie nie wyobrażam, wolałabym, aby został w końcu dobrze zdiagnozowany i podjął leczenie).
Relacje rodzinne - nietypowe, toksyczne, rodzina dysfunkcyjna, zarówno na poziomie rodziców między sobą, jak też dziadków, obecnie już tylko babci. jednak nie chce się wierzyć, że to one mogą być powodem aż takiej wściekłości syna i nienawiści rodziców i takiego znęcania się nad rodzicami w pełni świadomości, w poczuciu zupełnej bezkarności.
Proszę o poradę. Oboje z mężem jesteśmy już u kresu wytrzymałości, czujemy się sponiewierani, poniżani, upodleni do granic możliwości.
Anna
pozwalam sobie poprosić o kilka zdań sugestii w kwestii mojego 17-letniego syna, który od 2-3 lat jest bardzo agresywny wobec mnie i męża, męża .
Szkoła (technikum)nie zgłasza i nigdy nie zgłaszała zastrzeżeń, co do jego zachowania, wręcz przeciwnie. Uczy się w miarę dobrze, średnia ocen nieco poniżej 4. Kontakt z kolegami - stały z dwoma, z okresu gimnazjum, z obecnej klasy - nie utrzymuje kontaktów, chyba, że jest to wspólne wyjście na boisko piłki nożnej od czasu do czasu w czasie wolnym. W domu ćwiczy muskulaturę (pompki, brzuszki, ramiona). Dziewczynami nie zainteresowany, kobiety "dyskryminuje" słownie. Przepojony od dawna ideą zła, chęci dominacji, podporządkowania ludzi sobie, roztacza wizje posiadania władzy w Polsce, zaprowadzenia dyktatury. Fascynacja złem, zabijaniem, nie lubi ludzi, twierdzi, że nie są mu w życiu potrzebni, marzy o zmianie otoczenia, zamieszkaniu na "bezludnej wyspie" lub na wsi, gdzie nie ma nikogo w promieniu wielu kilometrów. Sam siebie nazwał, naszym zdaniem trafnie, "osobowością dyssocjalną", psychopatyczną, zgadza się z określeniem "jestem zły, wredny", nazywa siebie mizantropem, twierdzi, że dobrze mu z tym, raduje go fakt, że być może ludzie"się go boją'. Upatrzył sobie zwłaszcza jednego z nich, osobę bardzo porządną, na której słownie przed nami nie pozostawia suchej nitki. Brak akceptacji jego wizji u rodziców oraz ich niewiara (racjonalizowanie) w powodzenie wizji, które roztacza w naszej obecności rodzi natychmiastową agresję - zarówno słowną, jak i fizyczną, bardzo dotkliwą, nakierowaną zwłaszcza na ojca, ale i mnie też się "dostaje. Stosuje wszelkie typy znęcania się od najgorszych obelg słownych po bicie w twarz, używanie pięści, popychanie, kopanie, plucie, popychanie na schodach. Nienawidzi rodziców.
Jedynak. Norma intelektualna, wg nas bardzo inteligentny, Trudno orzec, czy to zaburzenia osobowości, czy wynik deprawacji, błędów wychowawczych, nadmiernej opiekuńczości, skoncentrowania całej rodziny na jedynaku, od początku jego życia. W rodzinie ze strony mojej matki - odnotowane choroby psychiczne (prababcia syna) w tym także samobójstwa. Znaczące wydarzenie w życiu syna - sprawa o podejrzenie seksualnego molestowania go przez dziadka (mojego ojca) 7 lat temu, gdy syn miał 10 lat, zainicjowana i roztoczona także przez syna, zakończona umorzeniem sprawy, biegły psycholog, nie stwierdził znamion bycia molestowanym. Temat nie przepracowany. Człowiek nieempatyczny, przynajmniej tak deklaruje, brak wyrzutów sumienia, mała tolerancja frustracji, obwinianie innych, brak dostrzegania własnych zachowań destrukcyjnych a raczej ich wpływu na życie, relacje, łatwo posługuje się racjonalizacjami swoich zachowań.
Syn dobrze czuje się w sytuacji domowego oprawcy, mówi, że gdybyśmy "przeszli na jego stronę, czyli na stronę zła", tworzylibyśmy "team". Nie chce słyszeć i podejmowaniu terapii, nie ma szans, by zmobilizować go do pójścia do psychiatry. W styczniu 2016 sprowadziłam do domu psychiatrę, która jednak nie stwierdziła w toku godzinnej rozmowy z nami i synem (wspólnej) choroby psychicznej, sama jednak po moich telefonach do niej po roku czasu, zaleciła kontakt z psychiatrą zajmującym się młodzieżą, sugerując konieczność porządnego zdiagnozowania, celem wdrożenia ewentualnego właściwego leczenia. Umówiona wizyta z takim psychiatrą w Katowicach wskazanym przez panią doktor, o której piszę w kwietniu br -- nie doszła do skutku, z powodu rezygnacji syna w ostatniej chwili. Po kolejnym znęcaniu się nade mną wczoraj - zadzwoniłam po pogotowie - syn uciekł z domu zanim przyjechała karetka. Przestraszył się, i gdy jeszcze był w domu przytrzymywany przez męża, a widząc, że rozmawiam z dyspozytorką przez telefon, mówił "chodźmy do szpitala, niech oni tu nie przyjeżdżają".
Potrafi być normalną, uprzejmą osobą, kulturalną, ale i domowym katem, perfidnym, smakującym z rozkoszą czynienie krzywdy najbliższym, robi to w sposób przemyślany i całkiem świadomy.
Oboje z mężem skrycie wiemy, że to nie pogotowie, a policja powinna być wezwana w końcu, ale nie chcemy, nie potrafimy tego zrobić. Kochamy syna bardzo, mamy świadomość uruchomienia całej procedury w wypadku wezwania policji, oczywiście musiałoby to być niespodziewane, by syn, nie zdążył uciec ponownie.
Po odjeździe karetki, syn wrócił do domu po naszych telefonach do niego, początkowo nieufny, że go okłamujemy i że pogotowie na niego czeka. Dodał, że co prawda bał się trochę tej ciemności (była godzina 22.30),ale podobało mu się to, lubi takie akcje, udowodnił nam i sobie, to, co cały czas mówił, że i tak ucieknie i pogotowie przyjedzie niepotrzebnie. Dodał, że dziś możemy zrobic to samo dzwoniąc na policję, że nabrał odwagi...w ucieczkach i czuje się podbudowany sukcesem. Ja odpowiedziałam, że też nabrałam odwagi (mając na myśli czyn ostateczny, czyli wezwanie policji w końcu, czego jednak sobie nie wyobrażam, wolałabym, aby został w końcu dobrze zdiagnozowany i podjął leczenie).
Relacje rodzinne - nietypowe, toksyczne, rodzina dysfunkcyjna, zarówno na poziomie rodziców między sobą, jak też dziadków, obecnie już tylko babci. jednak nie chce się wierzyć, że to one mogą być powodem aż takiej wściekłości syna i nienawiści rodziców i takiego znęcania się nad rodzicami w pełni świadomości, w poczuciu zupełnej bezkarności.
Proszę o poradę. Oboje z mężem jesteśmy już u kresu wytrzymałości, czujemy się sponiewierani, poniżani, upodleni do granic możliwości.
Anna
problem jest złożony,wielopłaszczyznowy,istotne byłoby podjecie terapii rodzin,terapii indywidualnej przez syna oraz zgłoszenie sie do lekarza psychiatry
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Szanowni Państwo, rzeczywiście opisywane zachowania są niepokojące i po takiej relacji poszukiwałabym wsparcia u psychologa i psychiatry. Błędem byłoby rozpisywanie się o możliwych rozpoznaniach. Jako rodzice, najlepiej Państwo czujecie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Syn jest młodym człowiekiem i należy udzielić mu wsparcia jak najszybciej. Pozdrawiam serdecznie.
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.