Dzień dobry,Choć sytuacja wydaje się być rozwojowa - gdzieś rozpoczynaj
2
odpowiedzi
Dzień dobry,
Choć sytuacja wydaje się być rozwojowa - gdzieś rozpoczynają się wspólne dialogi.
W pewnym momencie rozmawiamy, ustalamy, że działamy wspólnie.
Niestety za dwie-trzy godziny zaczyna wybuchać kłótnia, żona ucieka spać do innego pokoju i nie ma szans dialogu w celu pogodzenia się.
Przychodzi następny dzień, rozmawiamy - wszystko jest okay. I najczęściej koło się zamyka, żona narzeka na zbyt dużą natarczywość do przytulania, całowania, zbliżeń czy też bardzo duże nerwy, że wracam do sytuacji o które się kłóciliśmy.
Żona nie chce ze mną iść do żadnego psychoterapeuty bo jak twierdzi nie potrzebuje tego.
Wczoraj ponownie przeprowadziliśmy rozmowę w której wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Żona choć pogodziliśmy się i widać było, że z dużym oporem i pod moim naciskiem powiedziała, że zależy jej na nas.
Dodatkowo pod koniec rozmowy zapytała mnie czy jeśli będzie taka konieczność choć póki co o tym nie myśli może mi powiedzieć bez stresu, że chce się rozstać. Bardzo mnie to zdziwiło bo według mnie dla osoby, która chce walczyć nie powinno się szykować drzwi awaryjnych bo tak to właśnie w moich oczach wygląda.
Boje się, że te uczucia zwyczajnie przestaną istnieć i nawet jak będzie dobrze to ona to zakończy. Gdy dzisiaj zapytałem ją w jakiej sytuacji by chciała się rozejść jak będzie źle czy też bierze pod uwagę sytuacje jak wrócimy do normalności.
W odpowiedzi dostałem: "Chodzi o sytuacje ogólnie. Jak będzie między nami, co będzie między nami"
Ta odpowiedź mnie nie podbudowała kompletnie...
Poprzednia wiadomość na którą uzyskałem odpowiedzi:
Dzień dobry.
Bardzo potrzebuje porady.
Otóż z żoną jesteśmy 9 lat w związku i 3 lata po ślubie.
Przechodzimy spory kryzys związany głównie niestety z mojego powodu.
Od momentu w którym wybudowałem dom przyszło we mnie bardzo duże rozładowanie energii.
Trwało to jakieś 1,5 roku - wracałem z pracy, jadłem obiad i bez względu na wszystko potrzebowałem się położyć i resztę dnia spędzając nic nie robiąc. Nie widziałem w tym problemu - niestety. Moja żona musiała załatwiać sprawy, jeździć do swojej rodziny, na zakupy z córką, która aktualnie ma 3 lata.
Zaniedbywałem opieke nad córką do minimum jak również i nie patrzałem na potrzeby żony.
Jakieś 4 miesiące temu czara goryczy wylała się z mojej żony. Doszło do kłótni, robienie sobie na złość, rzucanie chamskich słów i upokarzanie siebie nawzajem.
Może taki prysznic był mi potrzebny. Wtedy właśnie powiedziała mi, że uczucia do mnie nie są takie jakie były.
Po około 2 tygodniach udało nam się porozumieć i wracaliśmy do wspólnego życia.
Kubeł zimnej wody pozwolił mi zrozumieć mój błąd i zacząłem działać.
Nie z przymusu ale sam widzę, że zaniedbałem wszystko.
Wszystko wydawałoby się wracało do normy.
Żona powiedziała mi, że powiedziała o uczuciach, że są mniejsze tylko na złość.
Później wyjaśniliśmy sobie, że uczucia były przygaszone przez złość.
Z biegiem czasu zauważyłem, że pokazywanie uczuć bądź sama rozmowa o nich u mojej żony przestała istnieć.
Gdy starałem się rozmawiać na temat nas - milczała, dosłownie milczała.
Jak pytałem dlaczego milczy to stwierdzała, że nie ma nic do powiedzenia.
Wczoraj już miałem dość sytuacji, że nie chce ze mną rozmawiać i mocno ją przycisnąłem na odpowiedź.
Pierwsze jej słowa były, że mnie kocha ale te uczucia nie są jak kiedyś. We mnie coś pękło... oddałem pierścionek i powiedziałem, że nie można kogoś kochać połowicznie. Napływ emocji znowu wziął górę i zamiast kontynuować rozmowę zakończyłem informacjami o rozwodzie - ten temat też był omawiany 4 msc wcześniej.
Kilka godzin później zacząłem ponownie rozmawiać na temat tego co czuje.
Jak stwierdziła raz kocha bardziej a raz mniej.
Że chodząc za nią i cały czas drążąc temat doprowadzam do tego, że ma dość.
Na pytania czy chce o nas walczyć o naszą miłość, usłyszałem tylko: możemy spróbować i co będzie to będzie.
Nie chce ponownie żyć pod znakiem zapytania - nie wiem co ona o nas myśli.
Już 4 miesiące temu po naszym rozstaniu chwilowym walczyłem o powrót a w momencie kiedy już na serio odpuściłem ona wtedy zaczęła się starać i wróciliśmy do wspólnego życia.
Strasznie ją kocham ale też nie wiem jak mam się zachowywać.
Niby mamy sobie dać szanse i zachowywać się normalnie ale świadomość, że ona powie, że jednak koniec jest nie do zniesienia i cały czas męczę ją o kolejne rozmowy.
Aktualnie nadal ma problem żeby mówić choćby, że mnie kocha, że chce wspólnego życia, że chce o nas walczyć.
Żadnych takich zdań nie wypowiada.
Proszę bardzo o radę - nie mogę się skupić na podstawowych czynnościach, pracy.
Czuje się jakbym czekał na wyrok.
Choć sytuacja wydaje się być rozwojowa - gdzieś rozpoczynają się wspólne dialogi.
W pewnym momencie rozmawiamy, ustalamy, że działamy wspólnie.
Niestety za dwie-trzy godziny zaczyna wybuchać kłótnia, żona ucieka spać do innego pokoju i nie ma szans dialogu w celu pogodzenia się.
Przychodzi następny dzień, rozmawiamy - wszystko jest okay. I najczęściej koło się zamyka, żona narzeka na zbyt dużą natarczywość do przytulania, całowania, zbliżeń czy też bardzo duże nerwy, że wracam do sytuacji o które się kłóciliśmy.
Żona nie chce ze mną iść do żadnego psychoterapeuty bo jak twierdzi nie potrzebuje tego.
Wczoraj ponownie przeprowadziliśmy rozmowę w której wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Żona choć pogodziliśmy się i widać było, że z dużym oporem i pod moim naciskiem powiedziała, że zależy jej na nas.
Dodatkowo pod koniec rozmowy zapytała mnie czy jeśli będzie taka konieczność choć póki co o tym nie myśli może mi powiedzieć bez stresu, że chce się rozstać. Bardzo mnie to zdziwiło bo według mnie dla osoby, która chce walczyć nie powinno się szykować drzwi awaryjnych bo tak to właśnie w moich oczach wygląda.
Boje się, że te uczucia zwyczajnie przestaną istnieć i nawet jak będzie dobrze to ona to zakończy. Gdy dzisiaj zapytałem ją w jakiej sytuacji by chciała się rozejść jak będzie źle czy też bierze pod uwagę sytuacje jak wrócimy do normalności.
W odpowiedzi dostałem: "Chodzi o sytuacje ogólnie. Jak będzie między nami, co będzie między nami"
Ta odpowiedź mnie nie podbudowała kompletnie...
Poprzednia wiadomość na którą uzyskałem odpowiedzi:
Dzień dobry.
Bardzo potrzebuje porady.
Otóż z żoną jesteśmy 9 lat w związku i 3 lata po ślubie.
Przechodzimy spory kryzys związany głównie niestety z mojego powodu.
Od momentu w którym wybudowałem dom przyszło we mnie bardzo duże rozładowanie energii.
Trwało to jakieś 1,5 roku - wracałem z pracy, jadłem obiad i bez względu na wszystko potrzebowałem się położyć i resztę dnia spędzając nic nie robiąc. Nie widziałem w tym problemu - niestety. Moja żona musiała załatwiać sprawy, jeździć do swojej rodziny, na zakupy z córką, która aktualnie ma 3 lata.
Zaniedbywałem opieke nad córką do minimum jak również i nie patrzałem na potrzeby żony.
Jakieś 4 miesiące temu czara goryczy wylała się z mojej żony. Doszło do kłótni, robienie sobie na złość, rzucanie chamskich słów i upokarzanie siebie nawzajem.
Może taki prysznic był mi potrzebny. Wtedy właśnie powiedziała mi, że uczucia do mnie nie są takie jakie były.
Po około 2 tygodniach udało nam się porozumieć i wracaliśmy do wspólnego życia.
Kubeł zimnej wody pozwolił mi zrozumieć mój błąd i zacząłem działać.
Nie z przymusu ale sam widzę, że zaniedbałem wszystko.
Wszystko wydawałoby się wracało do normy.
Żona powiedziała mi, że powiedziała o uczuciach, że są mniejsze tylko na złość.
Później wyjaśniliśmy sobie, że uczucia były przygaszone przez złość.
Z biegiem czasu zauważyłem, że pokazywanie uczuć bądź sama rozmowa o nich u mojej żony przestała istnieć.
Gdy starałem się rozmawiać na temat nas - milczała, dosłownie milczała.
Jak pytałem dlaczego milczy to stwierdzała, że nie ma nic do powiedzenia.
Wczoraj już miałem dość sytuacji, że nie chce ze mną rozmawiać i mocno ją przycisnąłem na odpowiedź.
Pierwsze jej słowa były, że mnie kocha ale te uczucia nie są jak kiedyś. We mnie coś pękło... oddałem pierścionek i powiedziałem, że nie można kogoś kochać połowicznie. Napływ emocji znowu wziął górę i zamiast kontynuować rozmowę zakończyłem informacjami o rozwodzie - ten temat też był omawiany 4 msc wcześniej.
Kilka godzin później zacząłem ponownie rozmawiać na temat tego co czuje.
Jak stwierdziła raz kocha bardziej a raz mniej.
Że chodząc za nią i cały czas drążąc temat doprowadzam do tego, że ma dość.
Na pytania czy chce o nas walczyć o naszą miłość, usłyszałem tylko: możemy spróbować i co będzie to będzie.
Nie chce ponownie żyć pod znakiem zapytania - nie wiem co ona o nas myśli.
Już 4 miesiące temu po naszym rozstaniu chwilowym walczyłem o powrót a w momencie kiedy już na serio odpuściłem ona wtedy zaczęła się starać i wróciliśmy do wspólnego życia.
Strasznie ją kocham ale też nie wiem jak mam się zachowywać.
Niby mamy sobie dać szanse i zachowywać się normalnie ale świadomość, że ona powie, że jednak koniec jest nie do zniesienia i cały czas męczę ją o kolejne rozmowy.
Aktualnie nadal ma problem żeby mówić choćby, że mnie kocha, że chce wspólnego życia, że chce o nas walczyć.
Żadnych takich zdań nie wypowiada.
Proszę bardzo o radę - nie mogę się skupić na podstawowych czynnościach, pracy.
Czuje się jakbym czekał na wyrok.
Dzień dobry,
w Państwa małżeństwie wydarzyło się sporo trudności. Ważne, że zauważył Pan rownież swoją odpowiedzialność i że chce Pan podjąć działania na rzecz ratowania związku. Zapewne Państwu obojgu towarzyszą trudne emocje i obawy o przyszłość. Jeżeli żona kategorycznie odmawia wspólnej wizyty u terapeuty to istotne byłoby podejmowanie szczerych rozmów, żeby wysłuchać i zrozumieć z czym się mierzy każde z Państwa, jakie ma nadzieje i obawy. Może uda się uzgodnić co byłoby warto robić dla odbudowania relacji, jakie działania podjąć jako mąż i żona oraz jako rodzice.
Proces odbudowywania relacji musi troch potrwać, nikt nie wie ile i nikt nie będzie w stanie dać Panu gwarancji, że żona nie odejdzie. Do tworzenia związku potrzeba chęci i zaangażowania dwóch osób. Dlatego szczera rozmowa, choć może być trudna i nie wiemy dokad doprowadzi, pomoże Panu przestać "czekać na wyrok", jak to Pan określił i co jest bardzo wyczerpujące.
Do tego zaproponowałabym Panu przynajmniej kilka wizyt u psychologa, psychoterapeuty. Byłoby to pomocne w radzeniu sobie w tej niepewnej sytuacji. A gdyby Pan chciał bardziej się sobie przyjrzeć i zrozumieć, to może psychoterapia.
w Państwa małżeństwie wydarzyło się sporo trudności. Ważne, że zauważył Pan rownież swoją odpowiedzialność i że chce Pan podjąć działania na rzecz ratowania związku. Zapewne Państwu obojgu towarzyszą trudne emocje i obawy o przyszłość. Jeżeli żona kategorycznie odmawia wspólnej wizyty u terapeuty to istotne byłoby podejmowanie szczerych rozmów, żeby wysłuchać i zrozumieć z czym się mierzy każde z Państwa, jakie ma nadzieje i obawy. Może uda się uzgodnić co byłoby warto robić dla odbudowania relacji, jakie działania podjąć jako mąż i żona oraz jako rodzice.
Proces odbudowywania relacji musi troch potrwać, nikt nie wie ile i nikt nie będzie w stanie dać Panu gwarancji, że żona nie odejdzie. Do tworzenia związku potrzeba chęci i zaangażowania dwóch osób. Dlatego szczera rozmowa, choć może być trudna i nie wiemy dokad doprowadzi, pomoże Panu przestać "czekać na wyrok", jak to Pan określił i co jest bardzo wyczerpujące.
Do tego zaproponowałabym Panu przynajmniej kilka wizyt u psychologa, psychoterapeuty. Byłoby to pomocne w radzeniu sobie w tej niepewnej sytuacji. A gdyby Pan chciał bardziej się sobie przyjrzeć i zrozumieć, to może psychoterapia.
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Dzień dobry,
Jeśli żona nie zgadza się na wspólna terapię, to może Pan powinien rozważyć własną.
Już za pierwszym razem pisał Pan, że "Kubeł zimnej wody pozwolił mi zrozumieć mój błąd i zacząłem działać. Nie z przymusu ale sam widzę, że zaniedbałem wszystko." i że "Trwało to jakieś 1,5 roku - wracałem z pracy, jadłem obiad i bez względu na wszystko potrzebowałem się położyć i resztę dnia spędzając nic nie robiąc. Nie widziałem w tym problemu - niestety." ale na ten "kubeł wody" i prawdopodobnie oczekiwania, że będzie jak kiedyś, żona komunikuje Panu "Że chodząc za nią i cały czas drążąc temat doprowadzam do tego, że ma dość. "
W aktualnym poście pisze Pan " W pewnym momencie rozmawiamy, ustalamy, że działamy wspólnie. Niestety za dwie-trzy godziny zaczyna wybuchać kłótnia, żona ucieka spać do innego pokoju i nie ma szans dialogu w celu pogodzenia się. Przychodzi następny dzień, rozmawiamy - wszystko jest okay. I najczęściej koło się zamyka, żona narzeka na zbyt dużą natarczywość do przytulania, całowania, zbliżeń czy też bardzo duże nerwy, że wracam do sytuacji o które się kłóciliśmy."
Z tej jednostronnej relacji, nikt Panu nie da na tacy rozwiązania. Trudno stwierdzać, co chce Pan osiągnąć w rozmowach z żoną? I co to dla Pana znaczy "że działamy wspólnie" ? A co to znaczy dla zony? Czy jest to to samo? Państwa problem jest na terapię par a nie na zapytania w Internecie. Ewentualnie jest na terapię Pana, bo także w tym przypadku, terapeuta mógłby bardziej zrozumieć problem tej relacji i wspólnie z Panam zastanowić się nad rozwiązaniem. Szczególnie, że aktualny wpis wskazuje, że żona albo jest przytłoczona Pana rozmowami albo inaczej przedstawia Pan intencje w rozmowie z nią a inaczej w działaniu, albo jednak rozmowa nie jest "ustaleniem, że działamy wspólnie". I tu nikt nie będzie doradzał na podstawie jednostronnego opisu, a jedyna radę, którą można dać to zgłoszenie się do specjalisty - samemu albo razem z małżonką. Pozdrawiam, Sylwia Daniłowicz
Jeśli żona nie zgadza się na wspólna terapię, to może Pan powinien rozważyć własną.
Już za pierwszym razem pisał Pan, że "Kubeł zimnej wody pozwolił mi zrozumieć mój błąd i zacząłem działać. Nie z przymusu ale sam widzę, że zaniedbałem wszystko." i że "Trwało to jakieś 1,5 roku - wracałem z pracy, jadłem obiad i bez względu na wszystko potrzebowałem się położyć i resztę dnia spędzając nic nie robiąc. Nie widziałem w tym problemu - niestety." ale na ten "kubeł wody" i prawdopodobnie oczekiwania, że będzie jak kiedyś, żona komunikuje Panu "Że chodząc za nią i cały czas drążąc temat doprowadzam do tego, że ma dość. "
W aktualnym poście pisze Pan " W pewnym momencie rozmawiamy, ustalamy, że działamy wspólnie. Niestety za dwie-trzy godziny zaczyna wybuchać kłótnia, żona ucieka spać do innego pokoju i nie ma szans dialogu w celu pogodzenia się. Przychodzi następny dzień, rozmawiamy - wszystko jest okay. I najczęściej koło się zamyka, żona narzeka na zbyt dużą natarczywość do przytulania, całowania, zbliżeń czy też bardzo duże nerwy, że wracam do sytuacji o które się kłóciliśmy."
Z tej jednostronnej relacji, nikt Panu nie da na tacy rozwiązania. Trudno stwierdzać, co chce Pan osiągnąć w rozmowach z żoną? I co to dla Pana znaczy "że działamy wspólnie" ? A co to znaczy dla zony? Czy jest to to samo? Państwa problem jest na terapię par a nie na zapytania w Internecie. Ewentualnie jest na terapię Pana, bo także w tym przypadku, terapeuta mógłby bardziej zrozumieć problem tej relacji i wspólnie z Panam zastanowić się nad rozwiązaniem. Szczególnie, że aktualny wpis wskazuje, że żona albo jest przytłoczona Pana rozmowami albo inaczej przedstawia Pan intencje w rozmowie z nią a inaczej w działaniu, albo jednak rozmowa nie jest "ustaleniem, że działamy wspólnie". I tu nikt nie będzie doradzał na podstawie jednostronnego opisu, a jedyna radę, którą można dać to zgłoszenie się do specjalisty - samemu albo razem z małżonką. Pozdrawiam, Sylwia Daniłowicz
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.