Dzień dobry. Wczoraj miała miejsce taka rozmowa z moim mężem i jego bratem, który akurat był u nas w
2
odpowiedzi
Dzień dobry. Wczoraj miała miejsce taka rozmowa z moim mężem i jego bratem, który akurat był u nas w gościach (i akurat spędzaliśmy ten czas przy kieliszku - piszę o tym celowo, bo to ma duże znaczenie. Mój mąż po alkoholu jest bardzo szczery i rozmawia ze mną na tematy, których w ogóle nie porusza na trzeźwo. Zwykle są to tematy bardzo poważne). Zaczęło się niewinnie i już nawet dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć, od czego zaczął się temat, ale mąż powiedział, że gdyby naszym dzieciom coś się stało i gdyby ich zabrakło, to on by się powiesił. Ja zapytałam: "a co ze mną?", na co odpowiedział: "sorry, ale życie dzieci jest dla mnie ważniejsze od twojego". Zamurowało mnie. Ani mąż, ani jego brat, nie odzywali się przez bardzo długą chwilę, a ja w tym czasie czułam, jak łzy napływają mi do oczu. W końcu nie wytrzymałam, rozpłakałam się totalnie i wybiegłam z domu. Zrobiłam sobie rundę po mojej wsi i spróbowałam o tym wszystkim trzeźwo pomyśleć - i doszłam do wniosku, że owszem, pogodziłabym się z odpowiedzią, że mąż kocha dzieci bardziej ode mnie. Ale żeby od razu się wieszać??? Jestem tą myślą przerażona, nie wiem, co mam robić, bo mąż był zawsze osobą zdroworozsądkową, twardo stąpającą po ziemi i o ile spodziewałam się, że w razie... czegokolwiek złego... będzie załamany, to nie podejrzewałam go o skłonności samobójcze! Ja wiem, że nie mam co oceniać zanim się nie przekonam (i mam nadzieję, że nigdy nie będę miała okazji), ale sam fakt, że on już jest w stanie stwierdzić, co zrobi "w razie w", jest dla mnie nie do zniesienia.
Jeżeli chodzi o jego odpowiedź, że moje życie jest warte mniej dla niego niż życie dzieci... Cóż, tak według mnie nie mówi kochający mąż, więc zaczęłam się zastanawiać, czy on mnie w ogóle kocha. Przecież jego w ogóle nie obchodzi, co by się ze mną stało, gdyby zrobił sobie krzywdę! Nie obchodzi go, że cierpiałabym, bo go po prostu kocham. Gdyby mi ktoś zadał pytanie, kogo kocham bardziej, dzieci czy męża, to odpowiedziałabym, że są dla mnie równi (bo są), ale zarówno dzieci, jak męża kocham inną miłością. To dla mnie oczywiste.
A teraz kilka faktów z historii naszego związku, które mogą pomóc w ocenie sytuacji. Mamy po 29 lat, jesteśmy 5 lat po ślubie. Mamy roczne bliźniaki, chłopca i dziewczynkę. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy po 16 lat. Od razu wiedzieliśmy, że mamy różne charaktery, ale nie przeszkadzało nam to wtedy ani nie przeszkadza teraz. Kłócimy się często, ale wydaje mi się, że robimy to dość "merytorycznie" (czasem oczywiście emocje biorą górę, ale to chyba normalne). Mamy takie samo podejście do spraw zasadniczych w życiu... a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Dla nas najważniejsza jest bowiem rodzina, tylko teraz nie wiem kompletnie, co o tym myśleć, skoro on byłby gotów mnie zostawić w skrajnej sytuacji. Między nami było różnie (lepsze i gorsze dni) ale zawsze lubiliśmy spędzać czas zarówno we dwójkę, jak i z przyjaciółmi, ludzie nas lubią, lgną do nas, mamy poczucie humoru i jesteśmy, mówiąc nieskromnie, raczej inteligentnymi osobami, które lubią też dobrą zabawę. Do tańca i do różańca. Jednak od jakiegoś czasu coś jest inaczej... gorzej... nadal lubimy robić to, co zawsze lubiliśmy, ale na przykład przestaliśmy prawie ze sobą sypiać. Nie wynika to z mojej strony. Dla mnie seks jest bardzo ważny w związku, natomiast teraz robimy to raz na miesiąc lub dwa. Mi bardzo tego brakuje, mąż mi się bardzo często śni i zawsze są to sny miłe, czasem erotyczne, czasem nie - ale zawsze jest wtedy kochający, wręcz zakochany we mnie. Wydaje mi się, że we śnie "przywołuję" to, czego bardzo mi brakuje na jawie... Nie mogę powiedzieć, że na jawie nie jest dobrym człowiekiem... Bo jest... Jak rodziłam nasze dzieci, był przy mnie, głaskał po głowie, płakał, gdy ja płakałam z bólu. Podobnie płakał, gdy jeszcze nie było dzieci, a ja wybudzałam się po operacji i płakałam z bólu. Gdy w tym roku umarła moja babcia oraz ukochane zwierzaki, za każdym razem pytał, czy chcę się przytulić. Jak odszedł kot, to mąż specjalnie przyjechał z imprezy z kolegami do domu, żeby być ze mną. W dzieciach jest naprawdę zakochany. Jest bardzo świadomym ojcem, może nie oczytanym w literaturze fachowej, ale czującym to "coś". Zawsze wiedziałam, że będzie wspaniały jako ojciec. Może nawet jest lepszym ojcem niż ja matką. Podziwiam go. Ale z drugiej strony - tęsknię za nim, bo już nie jest taki jak kiedyś... Nasze dzieci poczęliśmy dzięki in vitro, ponieważ miałam problemy z niepłodnością. Udało nam się praktycznie od razu, ale zanim do tego podeszliśmy, ja przeszłam gehennę. Staraliśmy się trzy lata, właściwie od razu po ślubie. Oboje chcieliśmy dzieci, ale mąż tak tego nie przeżywał jak ja. Ja otarłam się o depresję, nie byłam w stanie spotykać się z koleżankami będącymi w ciąży i rozmawiać o dzieciach, pieluchach itp. Kiedyś, gdy koleżanka wysłała mi zdjęcie z usg ciążowego, popłakałam się, przy mężu. I wtedy on powiedział, że jeżeli nigdy nie uda nam się mieć dzieci, to trudno. On jest ze mną dla mnie, a nie po to, żebym dała mu dzieci. Że fajnie byłoby, gdyby się udało, ale jak nie to nie, bo ożenił się ze mną z miłości. A jak już byłam w ciąży, to prosiłam go, żeby w razie, gdyby stało się coś złego na porodówce, ratowano dziecko, nie mnie. On się oburzył i powiedział, że na pewno nie będzie o to prosił, że woli, żebym ja przeżyła.
Ja już kompletnie nie wiem, co o tym wszystkim myśleć... Na początku pomyślałam, że to ojcostwo go zmieniło i w zasadzie nawet cieszyłabym się, że tak dba o nasze dzieci. Ale z drugiej strony... przecież to my we dwoje powinniśmy stanowić trzon tej rodziny, którą założyliśmy. Powinniśmy być razem, silni jak skała, bo bez tego i dla naszych dzieci nie będzie dobrze. Ale jeszcze tak sobie myślę, że nasze problemy, brak seksu pojawiły się przed pojawieniem się dzieci, ba, jeszcze przed ciążą. Czuję, że coś przeoczyłam, coś ominęłam i dlatego nie mogę od jakichś dwóch lat dojść do tego, skąd się wzięły nasze problemy. Czy to, że okazałam się niepłodna, sprawił, że podświadomie zaczął postrzegać mnie jako kobietę niepełnowartościową? Ja nieraz tak o sobie myślałam... Zresztą, mąż często mówi mi, jak mało umiem, jak mało wiem, jak mało rozumiem. Wypomina mi każdą moją wadę, choć naprawdę on ma ich więcej (nawet jego rodzina to przyznaje), generalnie - traktuje mnie, jakbym była niepotrzebna w jego życiu. Dałam mu dzieci, rola spełniona, więc do widzenia. Jeżeli chodzi o szczerą rozmowę - były ich tysiące... Po każdej byłam jeszcze bardziej nieszczęśliwa, bo dowiadywałam się, że doszukuję się na siłę problemów. Ale problem jest.
Dodam jeszcze na koniec, że mam żal do męża, że mi tak powiedział o wartości mojego życia i swoim ewentualnym samobójstwie akurat w tym momencie. Jestem obecnie w trakcie leczenia, przyjmuję leki przeciwlękowe i antydepresyjne pod opieką psychiatry. Jest to spowodowane tym, że słabo radzę sobie z faktem, iż w tym roku zmarło wiele bliskich mi istot (ludzi, w tym ukochana babcia, ale i zwierząt), a do tego moja najlepsza przyjaciółka powiedziała, że nie chce mnie więcej znać (pokłóciłyśmy się, ale nie na tyle poważnie moim zdaniem, żeby od razu zrywać znajomość). W mężu nie mam wsparcia akurat na tym polu. Jak zobaczył, że przyjmuję leki, uniósł brwi i skomentował to w ten sposób, że przesadzam. Tego też nie rozumiem. Niby to ja przyjmuję leki antydepresyjne, ja udałam się z prośbą o pomoc do psychiatry, ale to on bierze pod uwagę swoje samobójstwo, "w razie czego", a ja swojego nawet nie umiem sobie wyobrazić...
Jeżeli chodzi o jego odpowiedź, że moje życie jest warte mniej dla niego niż życie dzieci... Cóż, tak według mnie nie mówi kochający mąż, więc zaczęłam się zastanawiać, czy on mnie w ogóle kocha. Przecież jego w ogóle nie obchodzi, co by się ze mną stało, gdyby zrobił sobie krzywdę! Nie obchodzi go, że cierpiałabym, bo go po prostu kocham. Gdyby mi ktoś zadał pytanie, kogo kocham bardziej, dzieci czy męża, to odpowiedziałabym, że są dla mnie równi (bo są), ale zarówno dzieci, jak męża kocham inną miłością. To dla mnie oczywiste.
A teraz kilka faktów z historii naszego związku, które mogą pomóc w ocenie sytuacji. Mamy po 29 lat, jesteśmy 5 lat po ślubie. Mamy roczne bliźniaki, chłopca i dziewczynkę. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy po 16 lat. Od razu wiedzieliśmy, że mamy różne charaktery, ale nie przeszkadzało nam to wtedy ani nie przeszkadza teraz. Kłócimy się często, ale wydaje mi się, że robimy to dość "merytorycznie" (czasem oczywiście emocje biorą górę, ale to chyba normalne). Mamy takie samo podejście do spraw zasadniczych w życiu... a przynajmniej tak mi się do tej pory wydawało. Dla nas najważniejsza jest bowiem rodzina, tylko teraz nie wiem kompletnie, co o tym myśleć, skoro on byłby gotów mnie zostawić w skrajnej sytuacji. Między nami było różnie (lepsze i gorsze dni) ale zawsze lubiliśmy spędzać czas zarówno we dwójkę, jak i z przyjaciółmi, ludzie nas lubią, lgną do nas, mamy poczucie humoru i jesteśmy, mówiąc nieskromnie, raczej inteligentnymi osobami, które lubią też dobrą zabawę. Do tańca i do różańca. Jednak od jakiegoś czasu coś jest inaczej... gorzej... nadal lubimy robić to, co zawsze lubiliśmy, ale na przykład przestaliśmy prawie ze sobą sypiać. Nie wynika to z mojej strony. Dla mnie seks jest bardzo ważny w związku, natomiast teraz robimy to raz na miesiąc lub dwa. Mi bardzo tego brakuje, mąż mi się bardzo często śni i zawsze są to sny miłe, czasem erotyczne, czasem nie - ale zawsze jest wtedy kochający, wręcz zakochany we mnie. Wydaje mi się, że we śnie "przywołuję" to, czego bardzo mi brakuje na jawie... Nie mogę powiedzieć, że na jawie nie jest dobrym człowiekiem... Bo jest... Jak rodziłam nasze dzieci, był przy mnie, głaskał po głowie, płakał, gdy ja płakałam z bólu. Podobnie płakał, gdy jeszcze nie było dzieci, a ja wybudzałam się po operacji i płakałam z bólu. Gdy w tym roku umarła moja babcia oraz ukochane zwierzaki, za każdym razem pytał, czy chcę się przytulić. Jak odszedł kot, to mąż specjalnie przyjechał z imprezy z kolegami do domu, żeby być ze mną. W dzieciach jest naprawdę zakochany. Jest bardzo świadomym ojcem, może nie oczytanym w literaturze fachowej, ale czującym to "coś". Zawsze wiedziałam, że będzie wspaniały jako ojciec. Może nawet jest lepszym ojcem niż ja matką. Podziwiam go. Ale z drugiej strony - tęsknię za nim, bo już nie jest taki jak kiedyś... Nasze dzieci poczęliśmy dzięki in vitro, ponieważ miałam problemy z niepłodnością. Udało nam się praktycznie od razu, ale zanim do tego podeszliśmy, ja przeszłam gehennę. Staraliśmy się trzy lata, właściwie od razu po ślubie. Oboje chcieliśmy dzieci, ale mąż tak tego nie przeżywał jak ja. Ja otarłam się o depresję, nie byłam w stanie spotykać się z koleżankami będącymi w ciąży i rozmawiać o dzieciach, pieluchach itp. Kiedyś, gdy koleżanka wysłała mi zdjęcie z usg ciążowego, popłakałam się, przy mężu. I wtedy on powiedział, że jeżeli nigdy nie uda nam się mieć dzieci, to trudno. On jest ze mną dla mnie, a nie po to, żebym dała mu dzieci. Że fajnie byłoby, gdyby się udało, ale jak nie to nie, bo ożenił się ze mną z miłości. A jak już byłam w ciąży, to prosiłam go, żeby w razie, gdyby stało się coś złego na porodówce, ratowano dziecko, nie mnie. On się oburzył i powiedział, że na pewno nie będzie o to prosił, że woli, żebym ja przeżyła.
Ja już kompletnie nie wiem, co o tym wszystkim myśleć... Na początku pomyślałam, że to ojcostwo go zmieniło i w zasadzie nawet cieszyłabym się, że tak dba o nasze dzieci. Ale z drugiej strony... przecież to my we dwoje powinniśmy stanowić trzon tej rodziny, którą założyliśmy. Powinniśmy być razem, silni jak skała, bo bez tego i dla naszych dzieci nie będzie dobrze. Ale jeszcze tak sobie myślę, że nasze problemy, brak seksu pojawiły się przed pojawieniem się dzieci, ba, jeszcze przed ciążą. Czuję, że coś przeoczyłam, coś ominęłam i dlatego nie mogę od jakichś dwóch lat dojść do tego, skąd się wzięły nasze problemy. Czy to, że okazałam się niepłodna, sprawił, że podświadomie zaczął postrzegać mnie jako kobietę niepełnowartościową? Ja nieraz tak o sobie myślałam... Zresztą, mąż często mówi mi, jak mało umiem, jak mało wiem, jak mało rozumiem. Wypomina mi każdą moją wadę, choć naprawdę on ma ich więcej (nawet jego rodzina to przyznaje), generalnie - traktuje mnie, jakbym była niepotrzebna w jego życiu. Dałam mu dzieci, rola spełniona, więc do widzenia. Jeżeli chodzi o szczerą rozmowę - były ich tysiące... Po każdej byłam jeszcze bardziej nieszczęśliwa, bo dowiadywałam się, że doszukuję się na siłę problemów. Ale problem jest.
Dodam jeszcze na koniec, że mam żal do męża, że mi tak powiedział o wartości mojego życia i swoim ewentualnym samobójstwie akurat w tym momencie. Jestem obecnie w trakcie leczenia, przyjmuję leki przeciwlękowe i antydepresyjne pod opieką psychiatry. Jest to spowodowane tym, że słabo radzę sobie z faktem, iż w tym roku zmarło wiele bliskich mi istot (ludzi, w tym ukochana babcia, ale i zwierząt), a do tego moja najlepsza przyjaciółka powiedziała, że nie chce mnie więcej znać (pokłóciłyśmy się, ale nie na tyle poważnie moim zdaniem, żeby od razu zrywać znajomość). W mężu nie mam wsparcia akurat na tym polu. Jak zobaczył, że przyjmuję leki, uniósł brwi i skomentował to w ten sposób, że przesadzam. Tego też nie rozumiem. Niby to ja przyjmuję leki antydepresyjne, ja udałam się z prośbą o pomoc do psychiatry, ale to on bierze pod uwagę swoje samobójstwo, "w razie czego", a ja swojego nawet nie umiem sobie wyobrazić...
Dzień dobry, z tego co czytam widzę, że słowa męża wywołały w Pani wiele bólu i doprowadziły do silnych ruminacji. Czy próbowała Pani porozmawiać o swoich uczuciach z mężem? Warto do tego wybrać spokojny dzień, kiedy jesteście tylko we dwoje np. podczas spaceru. Z tego co Pani opisuje widzę, że fundament Państwa relacji jest bardzo mocny: w mężu jest wiele ciepła, empatii i miłości do rodziny. Alkohol wpływa na wiele obszarów w mózgu ale nie można jednoznacznie uznać, że prowadzi do zwiększenia szczerości - raczej badania wykazują, że alkohol prowadzi do impulsywnych zachowań - czyli „mówię i robię, a potem myślę”. Podejrzewam, że zamiar samobójstwa był odzwierciedleniem właśnie tego typu działania. Jeżeli będę mogła jeszcze jakość pomóc, proszę o kontakt. Pozdrawiam serdecznie, J.K.
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Dzień dobry. Przede wszystkim chciałabym wyrazić zrozumienie dla trudności, z jakimi obecnie się Pani zmaga. Sytuacja, którą Pani opisuje, jest trudna i wymaga empatii oraz wsparcia.
Jeżeli dobrze zrozumiałam to rozmowa z mężem wzbudziła wiele trudnych emocji, zwłaszcza po słowach, które wypowiedział o swoim samobójstwie w kontekście straty dzieci i zostawieniu Pani samej. To bardzo silne i bolesne doświadczenie. W takich sytuacjach zrozumienie swoich uczuć i potrzeb staje się kluczowe.
Pierwszym krokiem może być otwarta i szczerze rozmowa z mężem na spokojnej, neutralnej przestrzeni. Wyrażenie swoich uczuć, obaw i rozterek może pomóc w zrozumieniu obu perspektyw i znalezieniu wspólnego punktu zrozumienia. Warto również wziąć pod uwagę wpływ alkoholu na przebieg tej rozmowy. Alkohol upośledza zdolności poznawcze i motoryczne, pogarsza pamięć i koncentrację, ale też wpływa na psychikę może działać pobudzająco, potęgować zmienność nastrojów i drażliwość.
Proszę pamiętać, że szukanie pomocy i rozmowa o swoich uczuciach to wyraz siły, a nie słabości, szczególnie jeżeli otoczenie jest sceptyczne wobec takich działań.
Serdecznie zapraszam do kontaktu, jeżeli będzie Pani potrzebowa wsparcia. Pozdrawiam!
Jeżeli dobrze zrozumiałam to rozmowa z mężem wzbudziła wiele trudnych emocji, zwłaszcza po słowach, które wypowiedział o swoim samobójstwie w kontekście straty dzieci i zostawieniu Pani samej. To bardzo silne i bolesne doświadczenie. W takich sytuacjach zrozumienie swoich uczuć i potrzeb staje się kluczowe.
Pierwszym krokiem może być otwarta i szczerze rozmowa z mężem na spokojnej, neutralnej przestrzeni. Wyrażenie swoich uczuć, obaw i rozterek może pomóc w zrozumieniu obu perspektyw i znalezieniu wspólnego punktu zrozumienia. Warto również wziąć pod uwagę wpływ alkoholu na przebieg tej rozmowy. Alkohol upośledza zdolności poznawcze i motoryczne, pogarsza pamięć i koncentrację, ale też wpływa na psychikę może działać pobudzająco, potęgować zmienność nastrojów i drażliwość.
Proszę pamiętać, że szukanie pomocy i rozmowa o swoich uczuciach to wyraz siły, a nie słabości, szczególnie jeżeli otoczenie jest sceptyczne wobec takich działań.
Serdecznie zapraszam do kontaktu, jeżeli będzie Pani potrzebowa wsparcia. Pozdrawiam!
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.