Mam 21 lat. Do 18 roku życia unikałam głębszych relacji damsko-męskich, nigdy nie chciałam być zależ
2
odpowiedzi
Mam 21 lat. Do 18 roku życia unikałam głębszych relacji damsko-męskich, nigdy nie chciałam być zależna od towarzystwa rówieśników, którzy wówczas szukali desperacyjnie „drugiej połówki”. Zakochałam się przed 19 urodzinami. Od pierwszego wejrzenia, możliwe? Jasne. Uroda nigdy wcześniej tego typu nie przypadłaby mi do gustu, a jednak utonęłam w jego błękitnych oczach i do teraz nie jestem w stanie wypłynąć na grunt.
Pierwsze kroki w związku już były dla mnie wyzwaniem, od samego początku na siłę próbowałam zaistnieć w jego życiu. Pocałunki odbierałam jako jego pieczęć na tym, że wkrótce oficjalnie będziemy parą. Jednak jego sporadyczne wypady nad morze, za granice kończyły się krótkimi przygodami z Paniami, w typie wyglądu na którym do teraz mam obsesje i mierzę każdą jedną sztuczna lale, jak widać tą samą miarą. Przeżywałam zawód gdy usłyszałam, „ jednak nie możemy być razem ponieważ mam w rodzinie patologie i sobie z nią nie poradzisz”. Nigdy nie byłam szczególnie niebystra, wiedziałam, że chodzi o osobę trzecią, miałam racje - imprezowiczka, tego samego typu co opisane wyżej. Diametralnie inna ode mnie. Od tamtej pory jak lwica próbowałam udowodnić, ze to zaakceptuje i zaoferuje taką miłość jakiej nie zyskał wcześniej. Zrezygnował z tamtych dziewczyn i jak sam - nazwał mnie aniołem i tak schował się pod moje skrzydła.
Od podszewki poznałam jego sytuację. Bardzo dysfunkcyjna rodzina, pomagałam na każdym kroku, ale zbawić świata niestety do końca nie mogłam. Byłam przy śmierci jego mamy, która zapiła się na smierć. Wspomnienie jego łez i jego małej siostry do teraz wywołuje u mnie potężne poczucie smutku. Widzę jak osamotnieni stoją przed trumną, a za nimi trzy osoby w tym Ja i kilka jego kumpli. W tak młodym wieku był skazany na samodzielność, a życie uliczne nauczyło go złych nawyków przetrwani. To skrajna sytuacja w jego życiu, było ich mnóstwo i ja byłam obok zawsze, dodawałam otuchy, poczucie szczęścia i próbowałam go zmienić, nie jego charakter, lecz podejście do życia tak aby wyszedł na ludzi. Zatraciłam się w tym bardzo. Zapomniałam o sobie, własnych potrzebach, zrezygnowałam z pasji za jego prośbą... ale czułam się szczęśliwa. Jak zamieszkałam z nim, później jak zjezdzalam do domu rodzinnego i wiedziałam, ze jadę tam z nim. Jak wracaliśmy, czułam, ze jesteśmy razem. On się zakochał nareszcie. Do poziomu chorej zazdrości, która z obu stron zaczęła zwiększać poziom. Uczył się, pracował, zrezygnował z używek i w końcu postrzegał kolegów jako takich którym również trzeba pomoc. Nie wspomniałam o kłótniach, które wyglądały strasznie. Kończyły się wyzwiskami już po dwóch latach. Pamietam jak raz nazwał mnie „dziwka” poraz pierwszy. Płakałam noc, całą noc w kacie łazienki tak mocno mnie to zabolało. Zobaczył to, ale nic nie zrobił. Wybaczyłam kolejnego dnia i za każdym wyzwiskiem tak samo robiłam mimo bezpodstawnych czynów złych w moja stronę. Potem jego ręce latały i mnie straszyły. Kłóciliśmy się o głupoty. Cały czas czekałam aż będzie dobrze aż się ułoży, wybaczyłam wszystko. Raz skrzywdził mnie wyjazdem nad morze, kawalerski który można się domyśleć jak współcześnie się kończy. Kawalerski, a kobiety z zewnątrz miały miejsce. Odpisałam wówczas pierwszy raz komuś z zewnątrz na wiadomość zaczepialską. Od tamtej pory mam z tą osoba kontakt i jest to mój aktualny chłopak.
Odsunęłam się od niego, obudził sie dopiero wówczas, ze nie dbał o mnie. Zaciekawiła mnie nowa relacja, wcześniej czułam się jak w klatce. Zaczęłam wieść „podwójne życie” jedne z przyzwyczajenia i dostarczeniu dawki adrenaliny, którą zapewniał mi poprzedni związek, drugie z racji tego, że rozum tego chciał. Głosy szeptały mi zostań przy kimś kto w końcu o Ciebie zadba.
Jedna sytuacja kiedy popchnęłam w złości pierwszego chłopaka, i oddał mi mocno na święta w moim domu... powiedziałam stop. Pierwszy raz chciałam przerwy, w trakcie której zaczęłam żyć niby na nowo z kimś innym. Jednak kontakt był, toksyczny jak zawsze, ale był, po miesiącu pojawiły się spotkania w tajemnicy, cały czas kończyły się poniżaniem, cały czas byłam poniżana. Do teraz jestem i do teraz w ukryciu mam z nim kontakt. Niszczył mnie wiele razy, wiele razy próbowałam odebrać sobie życie, gra na moich emocjach. Jak próbuje do niego się nie odzywać - śni mi się codziennie, nie robiąc nic w moja stronę rani mnie jeszcze bardziej
Dlaczego tego tyrana wewnątrz kocham? Bądź nie? Wyzywał mnie od najgorszych, jednak był hipokryta bo nazwy jakimi mnie nazywał miały znaczenie które sam wypełniał, przekładał na własne życie. Oboje jesteśmy chorzy na swoim punkcie, lecz ja myśle, ze Ja bardziej. On potrafi się nie odzywać, ja nie
Wariuje jak muszę być nie fair w stosunku do chłopaka, który teraz uchyla mi nieba.
Nie wiem co mam robić, rok nie mogę się uwolnić, w roku kilka razy mysllam, ze to ten czas, ale on nie chce wyjsc mi z głowy. Wszystko kojarzy mi się z nim
Bez niego miałam okazje wrócić do pasji, okej nie myśle na chwile wówczas o nim, ale później znowu i znowu. Wspomnienia nie dają kmi spokoju
Każdy wspomina pierwsza miłość kolorowo, ja zostałam zas częścią patologii. W tak młodym wieku moje serce zostało styrane. Mam bardzo kochająca rodzine, przyjaciół, ale mi to nie wystarcza.
Nie wiem co zrobic, i jak odnaleźć sens. Czuje się beznadziejnie. Gnije od środka, umieram. Czego by nie zeobil, on wie, ze ja wrócę jak boomerang. Nie chce bo rodzine bym zawiodła, mam aktualnie kogoś cudownego, i to tez nie pozwala mi do niego wrócić. Czuje się jak mentalnie związana z kimś kogo dawno powinnam już od siebie odsunąć
Jestem niewolnikiem własnej emocji której nie mogę się pozbyć. Czy to chora miłość? Co mam robić w tej sytuacji? Już nie bolą mnie żadne jego wyzwiska, ja do tego przywykłam, nasyca się moimi łzami, wie wtedy co ma robić. Jak mnie dobić... nie potrafię z tym walczyć
Pierwsze kroki w związku już były dla mnie wyzwaniem, od samego początku na siłę próbowałam zaistnieć w jego życiu. Pocałunki odbierałam jako jego pieczęć na tym, że wkrótce oficjalnie będziemy parą. Jednak jego sporadyczne wypady nad morze, za granice kończyły się krótkimi przygodami z Paniami, w typie wyglądu na którym do teraz mam obsesje i mierzę każdą jedną sztuczna lale, jak widać tą samą miarą. Przeżywałam zawód gdy usłyszałam, „ jednak nie możemy być razem ponieważ mam w rodzinie patologie i sobie z nią nie poradzisz”. Nigdy nie byłam szczególnie niebystra, wiedziałam, że chodzi o osobę trzecią, miałam racje - imprezowiczka, tego samego typu co opisane wyżej. Diametralnie inna ode mnie. Od tamtej pory jak lwica próbowałam udowodnić, ze to zaakceptuje i zaoferuje taką miłość jakiej nie zyskał wcześniej. Zrezygnował z tamtych dziewczyn i jak sam - nazwał mnie aniołem i tak schował się pod moje skrzydła.
Od podszewki poznałam jego sytuację. Bardzo dysfunkcyjna rodzina, pomagałam na każdym kroku, ale zbawić świata niestety do końca nie mogłam. Byłam przy śmierci jego mamy, która zapiła się na smierć. Wspomnienie jego łez i jego małej siostry do teraz wywołuje u mnie potężne poczucie smutku. Widzę jak osamotnieni stoją przed trumną, a za nimi trzy osoby w tym Ja i kilka jego kumpli. W tak młodym wieku był skazany na samodzielność, a życie uliczne nauczyło go złych nawyków przetrwani. To skrajna sytuacja w jego życiu, było ich mnóstwo i ja byłam obok zawsze, dodawałam otuchy, poczucie szczęścia i próbowałam go zmienić, nie jego charakter, lecz podejście do życia tak aby wyszedł na ludzi. Zatraciłam się w tym bardzo. Zapomniałam o sobie, własnych potrzebach, zrezygnowałam z pasji za jego prośbą... ale czułam się szczęśliwa. Jak zamieszkałam z nim, później jak zjezdzalam do domu rodzinnego i wiedziałam, ze jadę tam z nim. Jak wracaliśmy, czułam, ze jesteśmy razem. On się zakochał nareszcie. Do poziomu chorej zazdrości, która z obu stron zaczęła zwiększać poziom. Uczył się, pracował, zrezygnował z używek i w końcu postrzegał kolegów jako takich którym również trzeba pomoc. Nie wspomniałam o kłótniach, które wyglądały strasznie. Kończyły się wyzwiskami już po dwóch latach. Pamietam jak raz nazwał mnie „dziwka” poraz pierwszy. Płakałam noc, całą noc w kacie łazienki tak mocno mnie to zabolało. Zobaczył to, ale nic nie zrobił. Wybaczyłam kolejnego dnia i za każdym wyzwiskiem tak samo robiłam mimo bezpodstawnych czynów złych w moja stronę. Potem jego ręce latały i mnie straszyły. Kłóciliśmy się o głupoty. Cały czas czekałam aż będzie dobrze aż się ułoży, wybaczyłam wszystko. Raz skrzywdził mnie wyjazdem nad morze, kawalerski który można się domyśleć jak współcześnie się kończy. Kawalerski, a kobiety z zewnątrz miały miejsce. Odpisałam wówczas pierwszy raz komuś z zewnątrz na wiadomość zaczepialską. Od tamtej pory mam z tą osoba kontakt i jest to mój aktualny chłopak.
Odsunęłam się od niego, obudził sie dopiero wówczas, ze nie dbał o mnie. Zaciekawiła mnie nowa relacja, wcześniej czułam się jak w klatce. Zaczęłam wieść „podwójne życie” jedne z przyzwyczajenia i dostarczeniu dawki adrenaliny, którą zapewniał mi poprzedni związek, drugie z racji tego, że rozum tego chciał. Głosy szeptały mi zostań przy kimś kto w końcu o Ciebie zadba.
Jedna sytuacja kiedy popchnęłam w złości pierwszego chłopaka, i oddał mi mocno na święta w moim domu... powiedziałam stop. Pierwszy raz chciałam przerwy, w trakcie której zaczęłam żyć niby na nowo z kimś innym. Jednak kontakt był, toksyczny jak zawsze, ale był, po miesiącu pojawiły się spotkania w tajemnicy, cały czas kończyły się poniżaniem, cały czas byłam poniżana. Do teraz jestem i do teraz w ukryciu mam z nim kontakt. Niszczył mnie wiele razy, wiele razy próbowałam odebrać sobie życie, gra na moich emocjach. Jak próbuje do niego się nie odzywać - śni mi się codziennie, nie robiąc nic w moja stronę rani mnie jeszcze bardziej
Dlaczego tego tyrana wewnątrz kocham? Bądź nie? Wyzywał mnie od najgorszych, jednak był hipokryta bo nazwy jakimi mnie nazywał miały znaczenie które sam wypełniał, przekładał na własne życie. Oboje jesteśmy chorzy na swoim punkcie, lecz ja myśle, ze Ja bardziej. On potrafi się nie odzywać, ja nie
Wariuje jak muszę być nie fair w stosunku do chłopaka, który teraz uchyla mi nieba.
Nie wiem co mam robić, rok nie mogę się uwolnić, w roku kilka razy mysllam, ze to ten czas, ale on nie chce wyjsc mi z głowy. Wszystko kojarzy mi się z nim
Bez niego miałam okazje wrócić do pasji, okej nie myśle na chwile wówczas o nim, ale później znowu i znowu. Wspomnienia nie dają kmi spokoju
Każdy wspomina pierwsza miłość kolorowo, ja zostałam zas częścią patologii. W tak młodym wieku moje serce zostało styrane. Mam bardzo kochająca rodzine, przyjaciół, ale mi to nie wystarcza.
Nie wiem co zrobic, i jak odnaleźć sens. Czuje się beznadziejnie. Gnije od środka, umieram. Czego by nie zeobil, on wie, ze ja wrócę jak boomerang. Nie chce bo rodzine bym zawiodła, mam aktualnie kogoś cudownego, i to tez nie pozwala mi do niego wrócić. Czuje się jak mentalnie związana z kimś kogo dawno powinnam już od siebie odsunąć
Jestem niewolnikiem własnej emocji której nie mogę się pozbyć. Czy to chora miłość? Co mam robić w tej sytuacji? Już nie bolą mnie żadne jego wyzwiska, ja do tego przywykłam, nasyca się moimi łzami, wie wtedy co ma robić. Jak mnie dobić... nie potrafię z tym walczyć
Witam,
Dużo Pani przeszła jak na tak młodą kobietę. Czytając Pani historię wyobrażam sobie, że trudno Pani uporządkować swoje uczucia w tej chwili.
Jak do tej pory próbowała Pani sama poradzić sobie, jednak zachęcam do podjęcia pracy ze specjalistą- psychoterapeutą. Nie odpowie on Pani wprost co robić, ale pomoże wypracować taki sposób radzenie sobie jaki będzie odpowiedni dla Pani, da również wgląd w sposób w jaki buduje Pani relacje z mężczyznami.
Myśle, że mimo trudnej historii warto spojrzeć na to co przed Panią i nauczyć się budować satysfakcjonujące relacje.
Dużo Pani przeszła jak na tak młodą kobietę. Czytając Pani historię wyobrażam sobie, że trudno Pani uporządkować swoje uczucia w tej chwili.
Jak do tej pory próbowała Pani sama poradzić sobie, jednak zachęcam do podjęcia pracy ze specjalistą- psychoterapeutą. Nie odpowie on Pani wprost co robić, ale pomoże wypracować taki sposób radzenie sobie jaki będzie odpowiedni dla Pani, da również wgląd w sposób w jaki buduje Pani relacje z mężczyznami.
Myśle, że mimo trudnej historii warto spojrzeć na to co przed Panią i nauczyć się budować satysfakcjonujące relacje.
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Z Pani wiadomości bije dużo cierpienia - opisuje Pani straty i krzywdy, wywołujące wiele mocnych emocji, które wydają się Panią przytłaczać. Opisana sytuacja i związki rzeczywiście mogą być powodem cierpienia i poczucia zagubienia w Pani życiu, jednak historia wydaje się wielowątkowa na tyle, że trudno pomoc Pani w jednym komentarzu. Sądzę, że opisana niemożność wyjścia z trudnej relacji i stworzenia nowej może mieć przyczyny głębsze niż samo przyzwyczajenie, czy emocjonalne przywiązanie do partnera znajdującego się w trudnej sytuacji życiowej. Polecam Pani kontakt z psychologiem lub psychoterapeutą, z którym będzie Pani mogła lepiej zrozumieć swoje wybory i uczucia, a także postarać się odnaleźć większe poczucie spokoju i bezpieczeństwa w Pani życiu i przyszłych związkach. Doznała Pani krzywd, które ranią i maja nadal wpływ na Pani życie - warto się nimi zająć i zaopiekować. Życzę Pani, aby te głębokie rany się zagoiły.
Pozdrawiam
Magdalena Borkowska
Pozdrawiam
Magdalena Borkowska
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.