Trzy lata temu byłam na oddziale dziennym gdzie stwierdzono u mnie borderline, zaburzenia lękowe, de
2
odpowiedzi
Trzy lata temu byłam na oddziale dziennym gdzie stwierdzono u mnie borderline, zaburzenia lękowe, depresję.
Półtora roku temu byłam przy śmierci mojego ojca, który trzymał mnie za dłoń biorąc ostatnie wtedy od tamtej pory mam duże problemy ze snem, zapewne PTSD, co z czasem było coraz bardziej uciążliwe. W tym roku próbowałam podejść ponownie do terapii (oddział dzienny, 3 miesiące tak jak osatnio). Jednak na spotkaniach 1:1 z moją terapeutką doradzała mi abym poruszała wszelkie problemy prywatne na grupie. Gdy się jej posłuchałam tego samego dnia powiedziałam o śmierci o ojca, o tym że w przeszłości był agresorem wobec matki, ja go nie znałam od tej strony jednak słyszałam sporo historii na ten temat. Przez całe moje życie był alkoholikiem, skrajnym katolikiem razem z moją matką. Zgodnie z zaleceniem na terapii napisałam swój życiorys na 11stron, gdzie pomimo iż (w tamtym czasie) minęły 3-4 tygodnie od rozpoczęcia terapii nie został on przeczytany, ani nic z tym nie zrobiono, a pisanie tego nie było dla mnie łatwe. Pomimo brania leków miałam mocne pogorszenie nastroju i bardzo silny stan depresyjny, zwiększenie dawki leków nic nie dawało. Chciałam starać się o orzeczenie niepełnosprawności, gdyż nie sądzę abym kiedykolwiek umiała być "normalna" i bez lęków, objawów somatycznych od nich, fobii społecznej kiedykolwiek się zmieniło. Jednak chciłam uzyskać "papierek", który by potwierdzał oficjalnie to, że "coś jest nie tak". (Co też mogłoby mi pomóc znaleźć jakąś pracę jak też i pani w urzędzie pracy mi doradziła - co też tego typu wyjście/rozmowa jest dla mnie bardzo dużym stresem). Moja ówczesna terapeutka z psychoterapii, gdy ją powiadomiłam o chęci starania się o owy status odpowiedziała mi cytując "przecież nic pani nie dolega, jest pani fizycznie zdrowa i nic pani nie jest" - gdzie później przy innych lekarkach oczywiście zaprzeczała owym słowom, jednak coś takiego, co zostawiło mocną rysę we mnie nie wymyśliłam i zostanie mi to w głowie do końca życia. Prosiłam na oddziale inną lekarkę o pomoc w orzeczeniu o stopień niepełnosprawności, z góry założyła że na pewno nie będę starać się o pracę jak to dostanę, że jestem za młoda na to (mam 30 lat) i "szkoda takiej nalepki w tak młodym wieku", gdzie mi to osobiście nie przeszkadza i jestem pewna że jest mi to wręcz potrzebne. Jednak moje odczucia były ignorowane i podważne. Po dniu, w którym po zaleceniu aby podzielić się historią ojca na grupie zrobiłam to, grupa milczała, nikt tego nie komentował nawet 3 siedzących z nami psychiatrów, po czym pewna osoba zmieniła temat na przemoc domową i dopiero wtedy sporo osób z grupy udzielało się swoimi przeżyciami jednak w tym (nie moim) temacie. Po tym dniu postanowiłam przerwać terapię, poczułam się zignorowana, chęć okaleczania się jedynie narosła jak i myśli beznadziejności, poczucia się jako "pasożyt". Przestałam brać leki przez to, że miałam poważniejszy zabieg i łykałam silny antybiotyk a w połączeniu z lekami powodował nieustanną chęć wymiotów i nie byłam w stanie tego wytrzymać. Wiem, że nie było to mądre ale nie chciałam się już dłużej fizycznie gorzej czuć. Nie wróciłam do brania leków (seronil), gdyż miałam wrażenie że i tak mi nie pomagały, po zwiększeniach dawki nie polepszało się, było bez zmian lub gorzej. Wzięłam dokumentacje medyczną ze szpitala do jeszcze 10 dni powinnam dostać na maila informacje/dane (?). Jednak boję się iść do kolejnego psychiatry i usłyszeć znowu że "nic mi nie dolega", gdzie codziennie myślę o śmierci, mam ostatnio mocne problemy ze złością, irytacją na małe rzeczy. Odnoszę wrażenie, że nikt nie bierze mnie na poważnie. Po odejściu z terapii, gdzie papierkową robotę robiła moja partnerka (jestem osobą homoseksualną w związku od 11 lat, jedyne co uważam za dobre w swoim życiu) dowiedziałam się się po "konsultacji z innymi lekarzami" dostałam skierowanie na terapię z leczeniem nerwicy. Nie wiedziałam na czym to polega, musiałam zasięgnąć do internetu i dopiero wtedy nagle okazało sie że mam faktycznie nerwicę, szkoda że dowiedziałam się o tym po wypisie. Skierowanie miałam mieć na jakiś całodzienny oddział na 3<więcej miesięcy. Czego sobie nie wyobrażam, nie umiem sypiać bez swojej partnerki w jednym łóżku, być zbyt długo gdziekolwiek bez niej obok, gdyż wpadam w paranoję, więc przeraziło mnie takowe skierowanie szczególnie że lekarka tłumaczyła mi że takie oddziały znajdują się poza Warszawą, co by oznaczało też brak nawet weekendowych wizyt przez odległość, wydatki związane z dojazdem (nie posidamy auta ani prawa jazdy). Więc moje pytanie brzmi co powinnam zrobić? Bo szczerze mam wszystkiego dość, mam uraz jednak chcę też pomocy aby nie być dla nikogo ciężarem. Nie chcę być lekceważona, czy też o ironio osądzana poniekąd przez swoją orientację (co nieco odczułam od swojej osatniej terapeutki). Gdzie iść po pomoc? Nie mam pracy, tylko moja dziewczyna i nie stać nas na drogie terapie. Nie chcę już w życiu być w grupowej terapii i czuć sie pominięta. Czy jest jakiś lekarz w Warszawie, który umie zadbać, zaangażować się, szanować pacjenta, a przede wszystkim nie lekceważyć jego próśb tylko pomóc. Czy nie od tego są tacy lekarze? Aby słuchać i pomagać? Przepraszam za długą wiadomość, jednak nie chcę pisać byle jak i dać minimalny wgląd w moją sytuację.
Półtora roku temu byłam przy śmierci mojego ojca, który trzymał mnie za dłoń biorąc ostatnie wtedy od tamtej pory mam duże problemy ze snem, zapewne PTSD, co z czasem było coraz bardziej uciążliwe. W tym roku próbowałam podejść ponownie do terapii (oddział dzienny, 3 miesiące tak jak osatnio). Jednak na spotkaniach 1:1 z moją terapeutką doradzała mi abym poruszała wszelkie problemy prywatne na grupie. Gdy się jej posłuchałam tego samego dnia powiedziałam o śmierci o ojca, o tym że w przeszłości był agresorem wobec matki, ja go nie znałam od tej strony jednak słyszałam sporo historii na ten temat. Przez całe moje życie był alkoholikiem, skrajnym katolikiem razem z moją matką. Zgodnie z zaleceniem na terapii napisałam swój życiorys na 11stron, gdzie pomimo iż (w tamtym czasie) minęły 3-4 tygodnie od rozpoczęcia terapii nie został on przeczytany, ani nic z tym nie zrobiono, a pisanie tego nie było dla mnie łatwe. Pomimo brania leków miałam mocne pogorszenie nastroju i bardzo silny stan depresyjny, zwiększenie dawki leków nic nie dawało. Chciałam starać się o orzeczenie niepełnosprawności, gdyż nie sądzę abym kiedykolwiek umiała być "normalna" i bez lęków, objawów somatycznych od nich, fobii społecznej kiedykolwiek się zmieniło. Jednak chciłam uzyskać "papierek", który by potwierdzał oficjalnie to, że "coś jest nie tak". (Co też mogłoby mi pomóc znaleźć jakąś pracę jak też i pani w urzędzie pracy mi doradziła - co też tego typu wyjście/rozmowa jest dla mnie bardzo dużym stresem). Moja ówczesna terapeutka z psychoterapii, gdy ją powiadomiłam o chęci starania się o owy status odpowiedziała mi cytując "przecież nic pani nie dolega, jest pani fizycznie zdrowa i nic pani nie jest" - gdzie później przy innych lekarkach oczywiście zaprzeczała owym słowom, jednak coś takiego, co zostawiło mocną rysę we mnie nie wymyśliłam i zostanie mi to w głowie do końca życia. Prosiłam na oddziale inną lekarkę o pomoc w orzeczeniu o stopień niepełnosprawności, z góry założyła że na pewno nie będę starać się o pracę jak to dostanę, że jestem za młoda na to (mam 30 lat) i "szkoda takiej nalepki w tak młodym wieku", gdzie mi to osobiście nie przeszkadza i jestem pewna że jest mi to wręcz potrzebne. Jednak moje odczucia były ignorowane i podważne. Po dniu, w którym po zaleceniu aby podzielić się historią ojca na grupie zrobiłam to, grupa milczała, nikt tego nie komentował nawet 3 siedzących z nami psychiatrów, po czym pewna osoba zmieniła temat na przemoc domową i dopiero wtedy sporo osób z grupy udzielało się swoimi przeżyciami jednak w tym (nie moim) temacie. Po tym dniu postanowiłam przerwać terapię, poczułam się zignorowana, chęć okaleczania się jedynie narosła jak i myśli beznadziejności, poczucia się jako "pasożyt". Przestałam brać leki przez to, że miałam poważniejszy zabieg i łykałam silny antybiotyk a w połączeniu z lekami powodował nieustanną chęć wymiotów i nie byłam w stanie tego wytrzymać. Wiem, że nie było to mądre ale nie chciałam się już dłużej fizycznie gorzej czuć. Nie wróciłam do brania leków (seronil), gdyż miałam wrażenie że i tak mi nie pomagały, po zwiększeniach dawki nie polepszało się, było bez zmian lub gorzej. Wzięłam dokumentacje medyczną ze szpitala do jeszcze 10 dni powinnam dostać na maila informacje/dane (?). Jednak boję się iść do kolejnego psychiatry i usłyszeć znowu że "nic mi nie dolega", gdzie codziennie myślę o śmierci, mam ostatnio mocne problemy ze złością, irytacją na małe rzeczy. Odnoszę wrażenie, że nikt nie bierze mnie na poważnie. Po odejściu z terapii, gdzie papierkową robotę robiła moja partnerka (jestem osobą homoseksualną w związku od 11 lat, jedyne co uważam za dobre w swoim życiu) dowiedziałam się się po "konsultacji z innymi lekarzami" dostałam skierowanie na terapię z leczeniem nerwicy. Nie wiedziałam na czym to polega, musiałam zasięgnąć do internetu i dopiero wtedy nagle okazało sie że mam faktycznie nerwicę, szkoda że dowiedziałam się o tym po wypisie. Skierowanie miałam mieć na jakiś całodzienny oddział na 3<więcej miesięcy. Czego sobie nie wyobrażam, nie umiem sypiać bez swojej partnerki w jednym łóżku, być zbyt długo gdziekolwiek bez niej obok, gdyż wpadam w paranoję, więc przeraziło mnie takowe skierowanie szczególnie że lekarka tłumaczyła mi że takie oddziały znajdują się poza Warszawą, co by oznaczało też brak nawet weekendowych wizyt przez odległość, wydatki związane z dojazdem (nie posidamy auta ani prawa jazdy). Więc moje pytanie brzmi co powinnam zrobić? Bo szczerze mam wszystkiego dość, mam uraz jednak chcę też pomocy aby nie być dla nikogo ciężarem. Nie chcę być lekceważona, czy też o ironio osądzana poniekąd przez swoją orientację (co nieco odczułam od swojej osatniej terapeutki). Gdzie iść po pomoc? Nie mam pracy, tylko moja dziewczyna i nie stać nas na drogie terapie. Nie chcę już w życiu być w grupowej terapii i czuć sie pominięta. Czy jest jakiś lekarz w Warszawie, który umie zadbać, zaangażować się, szanować pacjenta, a przede wszystkim nie lekceważyć jego próśb tylko pomóc. Czy nie od tego są tacy lekarze? Aby słuchać i pomagać? Przepraszam za długą wiadomość, jednak nie chcę pisać byle jak i dać minimalny wgląd w moją sytuację.
Dzień dobry,
to co piszesz jest przejmujące, szczerze współczuję i jako psychoterapeuta mający do czynienia z ludzkim bólem każdego dnia jestem empatycznie z Tobą. Możesz mi wysłać ten z takim trudem i bólem napisany życiorys (adres mailowy znajdziesz na stronie profilu), o tym, że poufność jest zagwarantowana nie musze wspominać. Nie mogę Ci niczego obiecać i chce to podkreślić, ale przyjrzę się temu bardzo wnikliwie. Trzymam za Ciebie i Twoją Dziewczynę kciuki. Pozdrawiam ciepło i serdecznie.
to co piszesz jest przejmujące, szczerze współczuję i jako psychoterapeuta mający do czynienia z ludzkim bólem każdego dnia jestem empatycznie z Tobą. Możesz mi wysłać ten z takim trudem i bólem napisany życiorys (adres mailowy znajdziesz na stronie profilu), o tym, że poufność jest zagwarantowana nie musze wspominać. Nie mogę Ci niczego obiecać i chce to podkreślić, ale przyjrzę się temu bardzo wnikliwie. Trzymam za Ciebie i Twoją Dziewczynę kciuki. Pozdrawiam ciepło i serdecznie.
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Dzień dobry. Rozumiem, że przeżyła Pan wiele trudności i frustracji w swojej drodze do zdrowia psychicznego. Niezrozumienie i lekceważenie ze strony terapeutów może być bardzo bolesne. Jednak istnieją miejsca, gdzie można szukać pomocy, a także specjaliści, którzy potrafią bardziej zaangażować się w proces leczenia i odpowiedzieć na Pani potrzeby. Znalezienie właściwej pomocy może wymagać cierpliwości i próbowania różnych opcji. Każdy zasługuje na szacunek i empatyczną opiekę ze strony profesjonalisty.
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.