Witam, jestem kobietą i mam 23 lata. Nie radzę sobie z rozstaniem. Ponad 7 miesięcy temu zerwał ze
3
odpowiedzi
Jestem kobietą i mam 23 lata.
Nie radzę sobie z rozstaniem. Ponad 7 miesięcy temu zerwał ze mną chłopak, z mojej winy, gdyż zachowywałam się niedojrzale, robiłam dziwne wyrzuty gdyż nie panowałam nad swoimi emocjami, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam w związku i nie miałam żadnego doświadczenia, a co za tym idzie musiałam dopiero nauczyć się odpowiedniego wyrażania uczuć, obaw itd
Wyraziłam chęć pracy nad sobą i poprawy, jednak chłopak mi nie uwierzył i zerwał ze mną wszelki kontakt. Byliśmy ze sobą tylko kilka miesięcy niestety, ale wcześniej przyjaźniliśmy się prawie 2 lata, bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego, nie miałam nikogo oprócz niego, ciężko mi się dogadać z ludźmi, jestem nieśmiała i małomówna, ludzie wolą raczej przebojowe i wesołe osoby, ja mimo swojego niezbyt przyciągającego temperamentu miałam niewielkie grono znajomych ale wykruszyło się tak po prostu, tamci poznali nowych znajomych, fajniejszych, przebojowych, więc ,,poszłam w odstawkę".
Obwiniam sie bez przerwy o rozpad związku i stratę najważniejszej dla mnie osoby, chodziłam do psychologa ale mi nie pomógł, może źle trafiłam, ale nie mam na tyle pieniędzy by znów rzucać je w błoto próbując z innym. Uszanowałam decycję chłopaka i gdy po kilku moich próbach doproszenia się o spotkanie nadal odmawiał, po prostu dałam mu spokój, ale do tej pory nie mogę otrząsnąć się po tej stracie. Czytałam jak wazne jest nieuciekanie od emocji i przeżycie ich, więc pozwoliłam sobie na tę ,,żałobę'', płacząc itd. Próbowałam skupić się na pracy, próbowałam wysiłku fizycznego, nic nie pomaga. Nic. Nie mam na nic ochoty nic mnie nie cieszy, boli to że on jest najcudowniejszy a ja nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami i straciłam go. Ta sytuacja nauczyła mnie wiele o sobie i o tym nad czym w swojej osobowości powinnam pracować, bo teraz wiem już że moje zachowania wynikały z nieprzepracowanych lęków i błędnych przekonań o sobie, często nawet jeszcze z dzieciństwa. Dlatego wiem, że teraz zachowałabym się już inaczej, ale co z tego skoro on nie chciał mi dać szansy?
Wizja bycia do śmierci w samotności dobija i myśle że chciałabym by zdarzył mi się jakiś wypadek by to życie już się skończyło bo tak bardzo nie ma sensu. W internecie mnóstwo porad typu że każdy związek czegoś uczy, bla bla następny będzie lepszy. U mnie nie będzie następnego. Nie przestanę kochać mojego ex. Z mało kim potrafię się dogadać, a on to po prostu ideał, mamy takie samo poczucie humoru, stosunek do używek, ślubu, dzieci i innych najważniejszych w związku kwestii...
Miałam tylko jego, nie poznaję nowych ludzi bo nie mam gdzie. W pracy większość to osoby starsze odemnie o co najmniej 10 lat. W moim wieku każdy ma już ogarniete życie, studia, rodziny, bądź po prostu drugie połówki i wąskie grono przyjaciół i nie potrzebują nikogo nowego a nawet nie mają na to czasu. Co mam robić, jak pogodzić się z tym że zawsze będę sama? Zupełnie sama. Moje życie to praca dom praca dom. Nie mam już na to sił. Zwłaszcza że bardzo pragnę miłości, obecności drugiej osoby, przytulenia, wspierania się nawzajem, po prostu pooczucia że ktoś jest dla mnie i ja jestem dla kogoś.
Nie radzę sobie z rozstaniem. Ponad 7 miesięcy temu zerwał ze mną chłopak, z mojej winy, gdyż zachowywałam się niedojrzale, robiłam dziwne wyrzuty gdyż nie panowałam nad swoimi emocjami, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam w związku i nie miałam żadnego doświadczenia, a co za tym idzie musiałam dopiero nauczyć się odpowiedniego wyrażania uczuć, obaw itd
Wyraziłam chęć pracy nad sobą i poprawy, jednak chłopak mi nie uwierzył i zerwał ze mną wszelki kontakt. Byliśmy ze sobą tylko kilka miesięcy niestety, ale wcześniej przyjaźniliśmy się prawie 2 lata, bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego, nie miałam nikogo oprócz niego, ciężko mi się dogadać z ludźmi, jestem nieśmiała i małomówna, ludzie wolą raczej przebojowe i wesołe osoby, ja mimo swojego niezbyt przyciągającego temperamentu miałam niewielkie grono znajomych ale wykruszyło się tak po prostu, tamci poznali nowych znajomych, fajniejszych, przebojowych, więc ,,poszłam w odstawkę".
Obwiniam sie bez przerwy o rozpad związku i stratę najważniejszej dla mnie osoby, chodziłam do psychologa ale mi nie pomógł, może źle trafiłam, ale nie mam na tyle pieniędzy by znów rzucać je w błoto próbując z innym. Uszanowałam decycję chłopaka i gdy po kilku moich próbach doproszenia się o spotkanie nadal odmawiał, po prostu dałam mu spokój, ale do tej pory nie mogę otrząsnąć się po tej stracie. Czytałam jak wazne jest nieuciekanie od emocji i przeżycie ich, więc pozwoliłam sobie na tę ,,żałobę'', płacząc itd. Próbowałam skupić się na pracy, próbowałam wysiłku fizycznego, nic nie pomaga. Nic. Nie mam na nic ochoty nic mnie nie cieszy, boli to że on jest najcudowniejszy a ja nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami i straciłam go. Ta sytuacja nauczyła mnie wiele o sobie i o tym nad czym w swojej osobowości powinnam pracować, bo teraz wiem już że moje zachowania wynikały z nieprzepracowanych lęków i błędnych przekonań o sobie, często nawet jeszcze z dzieciństwa. Dlatego wiem, że teraz zachowałabym się już inaczej, ale co z tego skoro on nie chciał mi dać szansy?
Wizja bycia do śmierci w samotności dobija i myśle że chciałabym by zdarzył mi się jakiś wypadek by to życie już się skończyło bo tak bardzo nie ma sensu. W internecie mnóstwo porad typu że każdy związek czegoś uczy, bla bla następny będzie lepszy. U mnie nie będzie następnego. Nie przestanę kochać mojego ex. Z mało kim potrafię się dogadać, a on to po prostu ideał, mamy takie samo poczucie humoru, stosunek do używek, ślubu, dzieci i innych najważniejszych w związku kwestii...
Miałam tylko jego, nie poznaję nowych ludzi bo nie mam gdzie. W pracy większość to osoby starsze odemnie o co najmniej 10 lat. W moim wieku każdy ma już ogarniete życie, studia, rodziny, bądź po prostu drugie połówki i wąskie grono przyjaciół i nie potrzebują nikogo nowego a nawet nie mają na to czasu. Co mam robić, jak pogodzić się z tym że zawsze będę sama? Zupełnie sama. Moje życie to praca dom praca dom. Nie mam już na to sił. Zwłaszcza że bardzo pragnę miłości, obecności drugiej osoby, przytulenia, wspierania się nawzajem, po prostu pooczucia że ktoś jest dla mnie i ja jestem dla kogoś.
Dzień dobry, trudno się czyta Pani list, dużo w nim smutku, goryczy, poczucia osamotnienia i bezsensu, tym bardziej, że pisze go osoba zaledwie 23 letnia. Odejście partnera to strata, która wiąże się z okresem żałoby, a jak wiadomo jest to proces, czasami długotrwały. Z opisu wynika, że jest Pani cały czas na etapie smutku i rozpamiętywania straty. Być może wpadła Pani w pułapkę idealizacji partnera, trudno wtedy o obiektywną refleksję na ten temat. Takie długotrwałe rozpamiętywanie, połączone z przeżywaniem osobistej porażki i bezsensu życia może przekształcić się w depresję, tym bardziej, że jak Pani pisze została z tym sama i nie może liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Zachęcam, żeby jednak Pani rozważyła spotkanie z psychoterapeutą. Dobra relacja psychoterapeutyczna pomoże Pani uporządkować "traumę wczesnych doświadczeń" oraz szybciej przebrnąć przez fazę pożegnania przeszłości i otwarcia się na nowy etap w życiu, którego na chwilę obecną nie jest Pani nawet w stanie sobie wyobrazić. Psychoterapeuta oceni również czy wskazana jest konsultacja u psychiatry i wspomaganie tego procesu farmakoterapią. Życzę powodzenia.
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Witam serdecznie. Bardzo współczuje Pani tej sytuacji. Widać po liście ile jest w Pani cierpienia i smutku. To zapewne bardzo trudny okres dla Pani. Szukanie pomocy to bardzo duży i ważny krok. Rozstanie jest często porównywalne do okresu żałoby, w którym przechodzimy przez różnego rodzaju emocje. Z jednej strony widzę, że daje sobie Pani szanse na te emocje, z drugiej stara się Pani zająć czymś innym, aby ich nie przeżywać. Niestety często zajęcia, które miałyby nas odciągnąć od myślenia, w tej początkowej fazie rozstania nie będą pełnić takiej funkcji. Myślę też, że dużo jest w Pani obwiniania siebie, co nie pomaga. Poczucie winy i dodatkowo bezsilność jeszcze bardziej Panią obciąża. Poszukanie odpowiedniego psychologa może Pani pomóc przetrwać ten trudny czas. To ważne, aby czuła Pani, że takie spotkania Pani pomagają. Dlatego warto poszukać formy pomocy i osoby odpowiedniej dla Pani. Życzę wszystkiego dobrego.
Dzień dobry, potrafię sobie wyobrazić, Pani cierpienie. Rozstanie to trudny moment w życiu, z tego co Pani napisała, wnioskuję, że z jednej strony związek się skończył, a z drugiej strony miała Pani wciąż nadzieje na odbudowę związku. Z pewnością potrzebuje Pani czasu na zaakceptowanie tego, co się stało Jest to z pewnością bolesne doświadczenie, trudne pod wieloma względami. Wieżę, że Pani cierpi i niełatwo jest Pani zrobić to co w tej sytuacji konieczne: pójść dalej i odnaleźć radość życia. Każdy przeżywa inaczej rozstanie, psychologia mówi o ośmiu etapach, przez które przechodzimy, czas trwania poszczególnych etapów jest czymś indywidualnym dla każdego z nas. Ostatnim etapem jest właściwe stanięcie na nogi. To co mogę doradzić to jeśli nie oczyści Pani rany po stracie, nie da sobie przestrzeni na wyleczenie się po relacji z chłopakiem, na jej zamknięcie . Proszę pamiętać, że zależy to tylko od Pani, od tego, czy da Pani sobie szansę, przestrzeń i czas. Proszę przemyśleć może jednak warto sięgnąć jeszcze raz po pomoc psychologiczną i przy wsparciu, dostrzec, że posiada Pani w sobie zasoby do radzenia sobie w życiu, a także że ma Pani zdolności do spotkania ciekawego człowieka, w którym się Pani zakocha. Życzę Pani żeby ostatecznie odnalazła Pani radość życia i poczucie sprawstwa. Serdecznie pozdrawiam Monika Jankowska
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.