Witam Mam pewien ,,nietypowy problem”, choć im dłużej się nad tym zastanawiam to nie jestem do końc

2 odpowiedzi
Witam
Mam pewien ,,nietypowy problem”, choć im dłużej się nad tym zastanawiam to nie jestem do końca pewna jak to nazwać.
Mogę się trochę rozpisać, ale uważam, że w tym przypadku warto wszystko wyjaśnić od początku.
Otóż, w sierpniu 2020 roku zaczęłam pracę w przedszkolu prywatnym. Praca na pewno ciężka pod wieloma względami, ale sprawiała mi przyjemność. Niestety w listopadzie nie została mi przedłużona umowa i stałam się bezrobotna aż na dwa miesiące.
W grudniu po znajomościach udało mi się załatwić pracę w kolejnym przedszkolu, tym razem publicznym. Cieszyłam się ponieważ miałam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
W tym właśnie momencie wszystko zaczęło się sypać.
Rozpoczęłam pracę w styczniu, trafiłam do zupełnie obcej grupy, ale byłam pewna że sobie poradzę do momentu, kiedy druga nauczycielka z którą miałam prowadzić grupę, i która tak naprawdę miała być tą, która mnie wprowadzi w funkcjonowanie grupy i przedszkola powiedziała, że jest w ciąży.
Ucieszyłam się, pogratulowałam, ale wtedy dotarła do mnie myśl, że nie wiadomo jak długo koleżanka jeszcze popracuje. I się okazało, że popracowała jeszcze półtorej tygodnia.
W drugim tygodniu mojej pracy zostałam kompletnie sama, nie znając jeszcze do końca grupy i działania placówki. Ale to w momencie, gdy dyrektor poinformował mnie, że koleżanka idzie tak szybko na wolne zaczęłam mieć te dziwne myśli i odczucia.
Nie wiem czy będę w stanie dokładnie to opisać. Mówiąc najprościej zaczęłam mieć negatywne myśli. Przytłoczył mnie nagle nawał dokumentacji, jaki musiałam pilnować, by były uzupełnione, rzeczy które podwoiły mi się, a które były potrzebne na zajęcia, różne dodatkowe projekty edukacyjne, które należy zrealizować… Chyba uderzyła we mnie rzeczywistość, w której zostałam kompletnie sama. Dodam jeszcze, że zamiast 4/5 godzin dziennie, jak było na początku trzy razy w tygodniu siedzę po 8 godzin z co najmniej 20 dzieci.
Z początku myślałam, że to chwilowe, że samo przejdzie, w końcu podobnie, choć nie we wszystkim aspektach było w poprzedniej pracy, też musiałam się przyzwyczaić i udało się. Ale przyszedł weekend i pojawiła się w domu jakaś sytuacja, niby nic takiego, drobnostka, związana z jedzeniem, która sprawiła, że wybuchłam i się rozpłakałam… przez jakieś pięć sekund płacząc nad tą głupią sytuacją, by za chwilę znów rozmyślać o pracy i wszystkim tym, co ona ze sobą niesie.
Ta sytuacja powtórzyła się w poniedziałek, w mój trzeci tydzień pracy. Wynikła jakaś sytuacja, tym razem związana z jednym z rodziców przedszkolaka z mojej grupy, nic wielkiego, nawet się tym nie przejęłam… aż wróciłam do domu, a moja mama powiedziała, że mam się tym nie przejmować. I to wystarczyło, bym do wieczora wypłakiwała oczy.
Do końca dnia czułam się też przybita, raczej mało rozmawiałam i wyżywałam się (słowami, nie w sposób fizyczny) głównie na moim psie, podnosząc czasem głos. Od czasu do czasu pojawiały się lekkie zawroty głowy, ale szybko mijały. Do tego doszła przemożna chęć zjedzenia czegoś słodkiego, co jak najbardziej zaspokoiłam.
Jestem kompletnie zdruzgotana. Ten nagły poniedziałkowy ,,atak” sprawił, że postanowiłam tutaj napisać. Zwłaszcza, że oprócz tych negatywnych myśli o pracy, poczucia nagłego ciężaru na plecach przez głowę przechodziły mi myśli takie jak: pocięcie się czy specjalne zachorowanie, byle tylko nie pójść do pracy i zostać w domu.
Chociażby dostałam wiadomość, by wysłać do rodziców informacje na temat zbiórki jedzenia dla zwierząt ze schroniska, a mnie zaatakowało coś w rodzaju paniki, choć nie był na tyle silny, bym odczuwała jego skutki w postaci bólu. Jedynie pojawił się znowu płacz.
Może to, co opisuje to jeszcze nic w porównaniu z prawdziwymi problemami, zwłaszcza, że mój staż pracy w tym miejscu jest bardzo krótki, ale obawiam się, że to początek czegoś gorszego, co nastąpi w późniejszym czasie. Moja chęć rzucenia tej pracy koliduje z wieloma innymi myślami: po pierwsze jeszcze studiuje i te studia sama opłacam więc potrzebuję pieniędzy (nachodzą też mnie myśli, że przez pracę jestem tak wykończona i znużona, że nie będę w stanie zaliczyć semestru bo nie zdołam zrobić prac zaliczeniowych), a po drugie nie chcę zawieźć rodziny, która wierzy, że ta praca to mój konik.
Mam też obawy przed tym, że jeśli nic z tym nie zrobię i pozwolę tym dziwnym myślom, przytłoczeniu mnie znokautować to w końcu wybuchnę, a wtedy nie wiem, jak to się skończy.
Może też powinnam wspomnieć o tym na początku, ale jestem osobą nieśmiałą i mam raczej małą wiarę w siebie, chociaż wiem, że wielokrotnie pokazałam, że jestem dobra w tym, co robię. Liczyłam na to, że praca w przedszkolu mnie otworzy, ale zamiast tego, sprawia, że zamykam się sama w sobie, by nikomu nie sprawić przykrości, a jednocześnie sama cierpię.
Sama jednak praca szybko mi mija, zanim się obejrzę idę do domu, choć dobijający jest fakt, że muszę robić nadgodziny. W tych trzech dniach, o których wspomniałam na początku pojawia się zazwyczaj ból głowy, ale teraz nie jestem pewna, czy jest on spowodowany hałasem panującym w sali czy czymś znacznie gorszym.
Na pewno cieszę się kiedy wychodzę z pracy, ale gdy wracam do domu znów wszystko mnie atakuje: że muszę zrobić to, tamto, napisać jeszcze to, nagrać tamto, a w dodatku jutro idę na 8 godzin do pracy i jestem z tym wszystkim sama. Bo nie mam nikogo, kto by mnie zmienił po 4/5 godzinach pracy.
Nikomu o tym nie mówię, chociaż w głębi duszy wiem, że może powinnam się przed kimś wygadać. Ale boję się trochę reakcji, zwłaszcza rodziny. Ale z drugiej strony nie chcę ich zawieźć więc wolę milczeć.
Czuję się wykończona przede wszystkim psychicznie i też fizycznie, chociaż dopiero zaczęłam pracę. Mam inne zainteresowanie, na którym też mogłabym zarabiać, jeśli mi się uda, ale tutaj również pojawia się brak wiary w siebie. Ale na tą chwilę wszystko wydaje mi się dobrym wyjściem, z wyjątkiem pracy w tym przedszkolu.
Uprzedzając atmosfera w pracy jest doskonała, koleżanki są chętne do pomocy, ale ja z tyłu głowy mam tą myśl, że to nie jest ta sama pomoc, jaką bym dostała od koleżanki, która poszła już na urlop, a która zna tą grupę.
Boję się każdego dnia. Każdy mój poranek wygląda tak samo. Wstaję z negatywnymi myślami, ściśniętym żołądkiem i poczuciem, że mnie to przerasta.
Jak napisałam nie jest ze mną jeszcze tak źle, nie pocę się, nie dostaję ataku duszności, po prostu mam złe myśli krążące po głowie, bóle głowy w trakcie pracy i płacz w domu, gdy jestem sama. I nie wiem, co dalej.
Nie chcę rzucać tej pracy , a z drugiej strony chcę, bo może to oznacza koniec moich problemów i ciągłego płaczu. Ale boję się, że wtedy wszyscy krzywo będą na mnie patrzeć, zwłaszcza w przedszkolu, że pojawiła się dziewczyna i szybko zniknęła, bo stwierdziła, że nie da rady. No i pozostaje też kwestia pieniędzy, których potrzebuję.
Co robić? Udać się do psychologa czy do psychiatry? A może to zwykle lenistwo? Czy moje myśli na temat rzucenia pracy, zrobienia sobie krzywdy, specjalnego pochorowania się, by wziąć L4, naprawdę są początkiem czegoś gorszego?
Rozmowa z rodziną nie wchodzi w rachubę. Chyba wolałabym porozmawiam z kimś nieznajomym, który się mną nie zawiedzie, a który mi pomoże.
Proszę o pomoc… Mam dość opuchniętych oczu, ciągłego złego samopoczucia po powrocie z pracy i myśli, które nie pozwalają mi cieszyć się życiem, zwłaszcza, że jestem jeszcze młodą kobietą...
Sugeruję kontakt z psychiatrą. Ma Pani szanse poradzić sobie z sytuacją uzyskując pomoc specjalisty.
Sugeruję wizytę: Konsultacja online - 150 zł
Na wizytę można umówić się przez serwis ZnanyLekarz, klikając w przycisk Umów wizytę.

Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online

Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.

Pokaż specjalistów Jak to działa?
Dzień dobry
Opisana przez Panią sytuacja i samopoczucie sugeruje reakcję adaptacyjną na sytuację stresogenną. Myślę ze każdy bez względu na predyspozycje czy sympatię do wybranego przez siebie zawodu potrzebuje na początku swojej pracy wsparcia , spokojnego wdrożenia się , oswojenia się z nowymi sytuacjami i zadaniami. Wydaje się że ilość obowiązków , prowadzenie grupy bez wsparcia drugiego nauczyciela nie dają przestrzeni na spokojne rozeznanie się w nowych warunkach , poznanie dzieci i wypracowanie sposobów pracy z nimi. Sugerowałabym zwrócenie się po wsparcie psychologiczne , nie w każdym zakłóceniu dobrostanu psychicznego są wskazanego od razu leki , czasem wystarczy interwencja psychoterapeuty.
Pozdrawiam Magdalena Skał-Mydłowska

Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie

  • Twoje pytanie zostanie opublikowane anonimowo.
  • Pamiętaj, by zadać jedno konkretne pytanie, opisując problem zwięźle.
  • Pytanie trafi do specjalistów korzystających z serwisu, nie do konkretnego lekarza.
  • Pamiętaj, że zadanie pytania nie zastąpi konsultacji z lekarzem czy specjalistą.
  • Miejsce to nie służy do uzyskania diagnozy czy potwierdzenia tej już wystawionej przez lekarza. W tym celu umów się na wizytę do lekarza.
  • Z troski o Wasze zdrowie nie publikujemy informacji o dawkowaniu leków.

Ta wartość jest za krótka. Powinna mieć __LIMIT__ lub więcej znaków.


Wybierz specjalizację lekarza, do którego chcesz skierować pytanie
Użyjemy go tylko do powiadomienia Cię o odpowiedzi lekarza. Nie będzie widoczny publicznie.
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.