„Jesteś człowiekiem z ADHD? Nie martw się. Gdyby Mozart dziś żył, też by nim był”. Tak może powiedzieć wielu dorosłych osobników, u których zdiagnozowano zespół nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi, zwanym ADHD. Tak mogą twierdzić dorośli chcąc wesprzeć psychicznie swoje dzieci, u których stwierdzono taki właśnie zespół zaburzeń.
Nie da się ukryć, że w takim podejściu do ADHD jest coś niesamowicie pozytywnego! Ale jest tu i pewna seria pułapek, o których napiszę trochę niżej. Zacznę od tego, co pozytywne. Dziś bowiem uważa się, że osoby cierpiące na ADHD są kreatywne, twórcze i żyją dynamicznie. Dzieci i dorośli mają teraz pełne prawo i masę możliwości rozwoju intelektualnego i emocjonalnego. Wspiera ich środowisko rodzinne, bliscy i znajomi. Mają zrozumienie kadry pedagogicznej w szkole, na studiach i pomoc ze strony kolegów i koleżanek w pracy zawodowej. O wiele rzadziej napotykają na mur niezrozumienia i potępienia.
ADHD dawniej
Jak było kiedyś, parę dobrych lat temu, kiedy byłam np. uczennicą szkoły podstawowej, liceum w latach dziewięćdziesiątych? Było kiepsko. Dzieci, które były wyraźnie i przez długi okres nauki (zawsze!) nadpobudliwe ruchowo były uznawane przez kadrę nauczycielską, ciało pedagogiczne za niegrzeczne, krnąbrne i wymagające, bezczelne. Obniżano im oceny ze sprawowania i napiętnowano. Atakowało się też rodziców jako kluczowe jednostki, które nie są w stanie zapanować nad temperamentem i zachowaniem swojego dziecka. Za zaburzeniami koncentracji uwagi nie szła najmniejsza próba zrozumienia problemów ucznia tylko coraz gorsze oceny, nawet strata roku szkolnego, może nawet zagrożenie wydaleniem z danej szkoły do innej placówki.
Takie nastawienie bardzo negatywnie wpływało na dziecko, jego samoocenę i wiarę w swoje możliwości, wiarę w mądrość dorosłych i ich wsparcie, poczucie bezpieczeństwa. Rodzice często pod wpływem frustracji wyładowywali się na samym dziecku lub prowadzących go nauczycielach. Błędne koło.
Zmiana nastawienia
Od kiedy o zespole nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi u dzieci stało się głośno (klika dobrych lat temu), nastawienie wobec nich uległo pozytywnej przemianie, za którą szło zrozumienie i wyrozumiałość dla samego dziecka z ADHD, ale także i dla jego rodziców, którzy starają się mu z całych sił pomóc. Pojawiła się bogata oferta poradników i książek, wykładów, kursów oraz informatorów, które stopniowo edukowały – edukują zarówno rodziców, jak i nauczycieli.
Dziś większość z nas spotkała się z terminem ADHD i wie, co się pod nim ukrywa. Można tu zaiste wyczuć wręcz ulgę dzieci (i ich bliskich!), u których zdiagnozowano zespół takich zaburzeń. Pozyskały one wsparcie. Jak piszą w książce „W świecie ADHD” Edward Hallowell i John Ratey: „Częściej niż to się dzieje przy innych zaburzeniach, samo rozpoznanie ADHD wywiera ogromny terapeutyczny skutek”.
Czy istnieje jednak druga, negatywna strona medalu? Pułapka?
Jest wszak etykieta. Dziecko, człowiek dorosły dzięki diagnozie ADHD uwalnia się od metki/etykiety kogoś nieokrzesanego, niezdolnego, trudnego w obyciu czy leniwego, ale na horyzoncie pojawia się właśnie nowa, nowiusieńka etykieta – człowieka dotkniętego ADHD. Bywa zbawienna, ale na dłuższą metę można właśnie wpaść w pułapkę łatwego, zbyt lekkiego usprawiedliwienia trudności jakie nastręcza codzienność w życiu osobistym, naukowym lub/i zawodowym. Diagnoza może wbrew pozorom pogłębić problemy człowieka z ADHD, może on wręcz poczuć, że coraz większa świadomość społeczeństwa na temat tegoż zaburzenia, na które cierpi, coraz bardziej zaawansowana diagnostyka itp. przeradzają się w pułapkę wpadnięcia z deszczu pod rynnę.
To w końcu zbawienie czy raczej z deszczu pod rynnę?
Zbawieniem i sukcesem okazuje się sytuacja, w której dziecko lub osoba dorosła, u której zdiagnozowano ADHD pozyskuje namacalne wsparcie ze strony bliskich, najbliższego otoczenia, a także środowiska naukowego lub zawodowego, w którym funkcjonuje. Kiedy diagnoza nie staje się usprawiedliwieniem do intelektualnego i emocjonalnego rozleniwienia. Kiedy staje się powodem zaangażowania w proces leczenia, dalszej psychoedukacji. Gdy pojawia się odrzucenie ze strony otoczenia, przez diagnozę ADHD, gdy padają słowa i uwagi typu: „ten człowiek zawsze zachowywał się inaczej, bywał dziwny – teraz wiadomo, że to dziwoląg!, psychol!”, to wyraźnie dotykamy tej ciemniejszej strony medalu. Możemy wówczas zrozumieć, że diagnoza ADHD stała się pułapką.
Ukazywanie ADHD w pozytywnym świetle z pewnością bardzo dobrze wpływa na poziom samooceny u osób, u których to zaburzenie zostało zdiagnozowane. Osoby nadpobudliwe psychoruchowo lub/i posiadające problemy z koncentracją własnej uwagi mogą się dowiedzieć, że dane zaburzenie wiąże się z obecnością mocnych stron i osobistych zalet oraz posiadaniem indywidualnego potencjału. Istotny staje się tu jednak przekaz, iż diagnoza tego zespołu nie może stać się pretekstem do ignorancji, ale bodźcem do pracy nad sobą i podjęcia wielowarstwowej terapii.
Kilkanaście lat temu nikt nie słyszał i nic praktycznie nie wiedział o ADHD. Tu i teraz możemy nierzadko obserwować zjawisko, w którym sala lekcyjna jest wypełniona uczniami z diagnozą np. dysleksji czy ADHD. Taka popularność diagnozy określonych zaburzeń jest niepokojąca, powinna być z pewnością zastanawiająca. Nowy styl, podejście do dziecka i jego codziennych problemów?
Czy teraz nadejdzie fala dorosłych z ADHD?
Z pewnością należy rozważyć fakt, że znaczny przyrost diagnoz ADHD u dzieci, ale i u osób dorosłych stanowi efekt rozwoju wiedzy naukowej i praktycznej. Kiedy będzie ta wiedza ewoluować, stawać się coraz bardziej dostępna i powszechna – jak to miało miejsce w przypadku dziecięcego ADHD – będziemy prawdopodobnie dostrzegać coraz więcej osób z taką właśnie diagnozą.
Cytując dr. Przemysława Bąbla: „W końcu, gdyby Leonardo da Vinci, Wolfgang Amadeusz Mozart czy Albert Einstein żyli dzisiaj – prawdopodobnie zdiagnozowanoby u nich ADHD. Nie tylko w dzieciństwie”.
Ten artykuł został opublikowany na stronie ZnanyLekarz za wyraźną zgodą autorki lub autora. Cała zawartość strony internetowej podlega odpowiedniej ochronie na mocy przepisów o własności intelektualnej i przemysłowej.
Strona internetowa ZnanyLekarz nie zawiera porad medycznych. Zawartość tej strony (teksty, grafiki, zdjęcia i inne materiały) powstała wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje porady medycznej, diagnozy ani leczenia. Jeśli masz wątpliwości dotyczące problemu natury medycznej, skonsultuj się ze specjalistą.