Zanim przejdę do odpowiedzi, podzielę się z Wami obserwacjami odnośnie do reakcji na zawód psychoterapeuty z jakimi spotykam się w różnych towarzyskich, ale też zawodowych sytuacjach, w których to etykieta, tudzież względy grzecznościowe nakazują wymianę informacji na temat wykonywanych zawodów.
Wariant 1
Pada zdanie: „Jestem psychoterapeutą” – kurtuazyjna wymiana zdań, niepewne spojrzenie, drugie niepewne spojrzenie, uśmiech. Ucieczka. Pozostaję sama.
Wariant 2
Pada słowo „psychoterapeuta”:
– O! To świetnie, bo moja przyjaciółka/przyjaciel/znajoma właśnie boryka się z problemem z mężem/dzieckiem/wnukiem/matką/ojcem itp. i ja uważam… – tutaj zaczyna się opowieść o, najczęściej, dość zawikłanej, trudnej i ciężkiej życiowej sytuacji… po skończonej historii padają pytania:
– I co ja mam zrobić? Co Ty jako specjalista byś jej/jemu doradziła? Jak można z tego wyjść?
Odpowiadam – No wiesz, sprawa wygląda na skomplikowaną, nie powiem Ci co masz zrobić. Psychoterapia nie polega na udzielaniu rad.
-Nie?!? Przecież podobno pomagacie?!
– No tak, ale to jest proces, to nie jest takie proste – odpowiadam dość zmieszana i najczęściej przytłoczona ciężarem opowieści.
– Aha… – niepewne spojrzenie, drugie niepewne spojrzenie, uśmiech. Ucieczka. Pozostaję sama.
Wariant 3
Pada słowo „psychoterapeuta”:
– Serio!? Oooo… to ja muszę się trzymać od Ciebie z daleka, bo jestem niezłym freakiem. Zaraz się okaże, że w psychiatryku należy mnie zamknąć.
Niepewne spojrzenie, drugie niepewne spojrzenie, uśmiech. Ucieczka. Pozostaję sama.
Wariant 4
Pada słowo „psychoterapeuta” – rozmawiamy dalej, nie ma to znaczenia dla rozmówcy. Jest ciekawość, zainteresowanie i partnerska wymiana.
W tych rozmowach często pada pytanie: kto przychodzi i dlaczego? Odpowiem Ci z jakimi opiniami sama się spotykam:
„psychol”, ewentualnie „psycholka”. Określenie to rozumiane jest tutaj jako silna choroba psychiczna i oznacza niebezpieczeństwo dla osób „normalnych” znajdujących się w odległości od 200 do 500 metrów od rzeczonego „niebezpiecznego”,
znudzona Paniusia/ Paniuś z klasy średniej, którym się w różnych częściach ciała poprzewracało, nie tylko w głowie. A poprzewracało się, bo im się „robić nie chce” („robić nie chce” nie wynika z bezrobocia, utraty pracy czy chwilowego wypalenia zawodowego. To lenistwo, dobrobyt i zepsucie),
„słabi ludzie”, nic niewarci, nieudolni, nie dający sobie rady z życiem, z obowiązkami,
uzależnieni.
A tymczasem w gabinetach: piękni i mniej piękni, młodzi i starsi, przedsiębiorczy i baaaardzo zajęci, silni i mniej silni. Podróżujący, piszący, w związkach i samotni. Biedni i bogaci. Wykształceni i mniej. Pary, single i zatroskani rodzice. W kryzysach i rozwodach, ale także tacy, którzy chcą się rozwijać, zrozumieć, zanalizować. Pogłębić lub zgłębić wiedzę o sobie samym.
Taki Ty i taka ja – po prostu.
Łączy ich odwaga, bo trzeba mieć odwagę, aby spojrzeć na siebie takim, jakim się jest. Na tyle rozsądni, aby przyznać, że świata nie zmienią, ale mogą zmienić siebie.
Reflektują, że kolejna zmiana firmy, partnera, domu, „teamu” czy samochodu będzie krótkotrwałą zmianą, że za rok, dwa może pięć „wylądują” w tym samym miejscu, z tymi samymi uczuciami, lękami, w tak samo trudnym i toksycznym związku.
Łączy ich samotność i tęsknota za bliskim kontaktem z człowiekiem, za swoją naturą. I chęć poznawania.
Ten artykuł został opublikowany na stronie ZnanyLekarz za wyraźną zgodą autorki lub autora. Cała zawartość strony internetowej podlega odpowiedniej ochronie na mocy przepisów o własności intelektualnej i przemysłowej.
Strona internetowa ZnanyLekarz nie zawiera porad medycznych. Zawartość tej strony (teksty, grafiki, zdjęcia i inne materiały) powstała wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje porady medycznej, diagnozy ani leczenia. Jeśli masz wątpliwości dotyczące problemu natury medycznej, skonsultuj się ze specjalistą.